24 sierpnia [1915 r.] po południu, około godziny 13:30, wyruszyliśmy ponownie na wschód, po dniach odpoczynku spędzonych w interesującym Hamburgu, z nowymi siłami. Celem była miejscowość Wielbark w Prusach Wschodnich. Dotarliśmy do tej miejscowości, położonej blisko granicy, przez Lubekę, Szczecin, Chojnice, Malbork, Olsztyn i Szczytno. W tym ostatnim mieście, obok zniszczeń, jakie wyrządzili Rosjanie w tym urokliwym miasteczku położonym nad jeziorem, natknęliśmy się również na komisję sejmiku prowincjonalnego, która odbywała podróż inspekcyjną po Prusach Wschodnich, aby ocenić skalę zniszczeń i zakres pomocy, jaką już z entuzjazmem podjęły prowincje i miasta obok państwa.
Szczytno.
Było dla nas szczególną przyjemnością odbywać tę podróż w towarzystwie burmistrza Angermanna, który odegrał ważną rolę w utworzeniu i organizacji pociągu sanitarnego Y 3. Miał on teraz okazję przekonać się o bezbłędnym funkcjonowaniu pociągu.
Do Wielbarka dotarliśmy 27 sierpnia, a załadunek rannych trwał niecałe trzy godziny. Jednakże z powodu dużego natężenia ruchu na torach mogliśmy odjechać dopiero o godzinie 21.
Do Wielbarka dotarliśmy 27 sierpnia, a załadunek rannych trwał niecałe trzy godziny. Jednakże z powodu dużego natężenia ruchu na torach mogliśmy odjechać dopiero o godzinie 21.
Lazaret w Wielbarku. Rok 1915.
28 sierpnia o godzinie 7 rano mijaliśmy potężny, odbudowany z czerwonej cegły zamek w Malborku, przejeżdżając przez most nad Nogatem, a potem przez imponujący, ponadkilometrowy most na Wiśle. Dalej jechaliśmy przez Tczew i Szczecin, aż w nocy z 28 na 29 sierpnia dotarliśmy do berlińskiej obwodnicy północnej. W tych okolicach konduktor pociągu musiał zatrzymać skład, ponieważ u jednego z rannych nastąpiło groźne krwawienie wtórne. Został on przetransportowany na noszach do wagonu opatrunkowego, gdzie rany zostały właściwie zaopatrzone i zabandażowane.
W Wittenberge pożegnaliśmy wracającego burmistrza Angermanna radosnym „do zobaczenia” i pojechaliśmy dalej do pięknego Hamburga, którego malownicze jezioro Alster tak bardzo przypadło nam do gustu. W Hamburgu i Stade ranni zostali rozładowani w możliwie najszybszy i najdelikatniejszy sposób. Następnie pociąg został odstawiony na dworzec hanowerski, a personel zakwaterowany poza składem, aby można było przeprowadzić dezynfekcję.
3 września o godzinie 11 przed południem pociąg wyruszył ponownie w kierunku północno-wschodnim, z celem Ostrołęka. Po południu wita nas jezioro Schweriner See, które mijamy w pobliżu miejscowości Bad Kleinen, a następnie jedziemy przez błogosławione pola Meklemburgii. Nazwy stacji kolejowych, w połączeniu z krajobrazem, przywołują niezapomniane postacie Rentnera Bütow, Güstrow, Letzterom i Stavenhagen!
4 września dotarliśmy już do Nowego Szczecinka nad jeziorem o tej samej nazwie. Po południu, około godziny 17, ponownie przekraczamy Wisłę w Tczewie, gdy z szarego, jednolicie zachmurzonego nieba pada ulewny deszcz. To sprawia, że i tak już melancholijny krajobraz – gdzie piaski, wrzosowiska i lasy sosnowe przeplatają się z mokradłami i jeziorami – wydaje się jeszcze bardziej ponury.
5 września budzimy się w okolicach Nidzicy. W Muszakach, gdzie mamy kilkugodzinny postój, jest wiele interesujących rzeczy do zobaczenia. W oddali, na wrzosowiskach przy lesie sosnowym, widać jaskrawożółte namioty biwakowe i polowe lazarety. Tuż przy torach, w jasnym brzozowym lasku, znajduje się koński szpital polowy, gdzie próbują opiekować się nędznie wyglądającymi końmi – wychudzonymi do skóry i kości. Jeden z tych biednych zwierzaków, prowadzony na pastwisko, upadł z wyczerpania i było smutno patrzeć, jak raz po raz próbuje wstać. Dopiero miłosierny strzał z rewolweru zakończył jego cierpienia.
W Wittenberge pożegnaliśmy wracającego burmistrza Angermanna radosnym „do zobaczenia” i pojechaliśmy dalej do pięknego Hamburga, którego malownicze jezioro Alster tak bardzo przypadło nam do gustu. W Hamburgu i Stade ranni zostali rozładowani w możliwie najszybszy i najdelikatniejszy sposób. Następnie pociąg został odstawiony na dworzec hanowerski, a personel zakwaterowany poza składem, aby można było przeprowadzić dezynfekcję.
3 września o godzinie 11 przed południem pociąg wyruszył ponownie w kierunku północno-wschodnim, z celem Ostrołęka. Po południu wita nas jezioro Schweriner See, które mijamy w pobliżu miejscowości Bad Kleinen, a następnie jedziemy przez błogosławione pola Meklemburgii. Nazwy stacji kolejowych, w połączeniu z krajobrazem, przywołują niezapomniane postacie Rentnera Bütow, Güstrow, Letzterom i Stavenhagen!
4 września dotarliśmy już do Nowego Szczecinka nad jeziorem o tej samej nazwie. Po południu, około godziny 17, ponownie przekraczamy Wisłę w Tczewie, gdy z szarego, jednolicie zachmurzonego nieba pada ulewny deszcz. To sprawia, że i tak już melancholijny krajobraz – gdzie piaski, wrzosowiska i lasy sosnowe przeplatają się z mokradłami i jeziorami – wydaje się jeszcze bardziej ponury.
5 września budzimy się w okolicach Nidzicy. W Muszakach, gdzie mamy kilkugodzinny postój, jest wiele interesujących rzeczy do zobaczenia. W oddali, na wrzosowiskach przy lesie sosnowym, widać jaskrawożółte namioty biwakowe i polowe lazarety. Tuż przy torach, w jasnym brzozowym lasku, znajduje się koński szpital polowy, gdzie próbują opiekować się nędznie wyglądającymi końmi – wychudzonymi do skóry i kości. Jeden z tych biednych zwierzaków, prowadzony na pastwisko, upadł z wyczerpania i było smutno patrzeć, jak raz po raz próbuje wstać. Dopiero miłosierny strzał z rewolweru zakończył jego cierpienia.
Muszaki. Rok 1915.
Z Wielbarku, gdzie do południa załadowano niewielką liczbę rannych, wyruszamy pociągiem w kierunku Ostrołęki po nowo wybudowanej trasie. Nasi dzielni żołnierze i kolejarze dokonali tam prawdziwego wyczynu inżynieryjnego i trudno nie podziwiać ogromnych robót ziemnych, jakie były konieczne przy budowie tej linii – nawet jeśli teren był tylko nieznacznie pofałdowany.
W większości trasa biegnie przez piękne, wysokopienne lasy sosnowe. Surowe, oszlifowane pnie sosen służą jako słupy telegraficzne. Po drodze przewidziano mijanki. Przy jednej z nich miała powstać stacja kolejowa, której fundamenty z dobrze ułożonych bali były już gotowe – jak poinformowali nas żołnierze biwakujący przy ognisku – a miała ona otrzymać nazwę „Hindenburg”.
Znowu następuje załamanie pogody – ciężki deszcz – gdy późnym wieczorem docieramy do stacji docelowej, gdzie dowiadujemy się, że jesteśmy w Warwarove (Łęgwarowo?), stacji położonej 5–6 km od Ostrołęki. Rosyjskie warunki: stacja i miasto oddalone od siebie o całą milę!
6 września załadowano ponownie tylko niewielką liczbę rannych, którzy byli dowożeni samochodami z dość odległych szpitali polowych. Następnie wjeżdżamy dalej w głąb Rosji, do Ostrowa. Bardzo szybko po opuszczeniu stacji zaczynają się po obu stronach torów ziemne fortyfikacje, okopy, zasieki z drutu kolczastego i schrony, porzucone przez Rosjan i zdobyte przez Niemców. Leży tam jeszcze ogromna ilość sprzętu wojennego pozostawionego przez wroga podczas ucieczki: karabiny i szable, plecaki i łopaty, manierki i pasy, bagnety, hełmy i drobna amunicja – wszystko to w ogromnych ilościach. Jest to znak, że walki miały miejsce całkiem niedawno.
O godzinie 16 rozpoczęło się ładowanie w większości ciężko rannych. Tymczasem udaliśmy się na spacer do miasta, które roiło się od polskich Żydów ubranych w kaftany, imitowane czapki z baraniego futra i ciężkie, wysmarowane buty z gwoździami. Samo miasto, w większości zachowane (co graniczy z cudem, zważywszy, że składa się głównie z domów drewnianych), przetrwało wojnę. Na jego obrzeżach jednak z wielu domów pozostały jedynie kominy z czerwonej cegły, u których podstawy tkwią białe piece kaflowe. Z reszty nie ma prawie żadnego śladu – nawet popiół rozwiał wiatr!
Następnego ranka byliśmy znów w Wittenberdze, gdzie wreszcie udało się uzyskać pełniejsze obłożenie, po tym jak wcześniej byliśmy zmuszeni przekazać wyjątkowo ciężko rannych z Ostrołęki i Ostrowa do miejscowych szpitali polowych. Następnie ruszyliśmy w drogę powrotną z 249 żołnierzami i 3 oficerami do rejonu Elberfeld.
Nie można przy tej okazji zapomnieć, by serdecznie podziękować starszemu, lecz młodemu duchem komendantowi stacji w Goslarshausen oraz jego uprzejmej córce, za przekazane dary serca – wino, czekoladę, owoce i jajka dla naszych rannych – jak podczas poprzedniego transportu, tak i teraz.
Pomimo wszelkich starań lekarzy, sióstr i opiekunów, nie udało nam się dowieźć wszystkich rannych do celu.
W Kostrzyniu musieliśmy wyładować około 20 osób. Przede wszystkim były to ciężkie urazy rdzenia kręgowego, rany postrzałowe głowy i rany jamy brzusznej, które uniemożliwiały dalszy transport.
9 września rozładowaliśmy pociąg w Hamm, Essen i Kettwig, tak że pusty skład powrócił około 1:30 do Rittershausen dokładnie po 4 tygodniach od momentu, gdy wyruszył na Wschód. Tak więc każdy tydzień przyniósł jedną podróż.
Langenberger Zeitung.
W większości trasa biegnie przez piękne, wysokopienne lasy sosnowe. Surowe, oszlifowane pnie sosen służą jako słupy telegraficzne. Po drodze przewidziano mijanki. Przy jednej z nich miała powstać stacja kolejowa, której fundamenty z dobrze ułożonych bali były już gotowe – jak poinformowali nas żołnierze biwakujący przy ognisku – a miała ona otrzymać nazwę „Hindenburg”.
Znowu następuje załamanie pogody – ciężki deszcz – gdy późnym wieczorem docieramy do stacji docelowej, gdzie dowiadujemy się, że jesteśmy w Warwarove (Łęgwarowo?), stacji położonej 5–6 km od Ostrołęki. Rosyjskie warunki: stacja i miasto oddalone od siebie o całą milę!
6 września załadowano ponownie tylko niewielką liczbę rannych, którzy byli dowożeni samochodami z dość odległych szpitali polowych. Następnie wjeżdżamy dalej w głąb Rosji, do Ostrowa. Bardzo szybko po opuszczeniu stacji zaczynają się po obu stronach torów ziemne fortyfikacje, okopy, zasieki z drutu kolczastego i schrony, porzucone przez Rosjan i zdobyte przez Niemców. Leży tam jeszcze ogromna ilość sprzętu wojennego pozostawionego przez wroga podczas ucieczki: karabiny i szable, plecaki i łopaty, manierki i pasy, bagnety, hełmy i drobna amunicja – wszystko to w ogromnych ilościach. Jest to znak, że walki miały miejsce całkiem niedawno.
O godzinie 16 rozpoczęło się ładowanie w większości ciężko rannych. Tymczasem udaliśmy się na spacer do miasta, które roiło się od polskich Żydów ubranych w kaftany, imitowane czapki z baraniego futra i ciężkie, wysmarowane buty z gwoździami. Samo miasto, w większości zachowane (co graniczy z cudem, zważywszy, że składa się głównie z domów drewnianych), przetrwało wojnę. Na jego obrzeżach jednak z wielu domów pozostały jedynie kominy z czerwonej cegły, u których podstawy tkwią białe piece kaflowe. Z reszty nie ma prawie żadnego śladu – nawet popiół rozwiał wiatr!
Następnego ranka byliśmy znów w Wittenberdze, gdzie wreszcie udało się uzyskać pełniejsze obłożenie, po tym jak wcześniej byliśmy zmuszeni przekazać wyjątkowo ciężko rannych z Ostrołęki i Ostrowa do miejscowych szpitali polowych. Następnie ruszyliśmy w drogę powrotną z 249 żołnierzami i 3 oficerami do rejonu Elberfeld.
Nie można przy tej okazji zapomnieć, by serdecznie podziękować starszemu, lecz młodemu duchem komendantowi stacji w Goslarshausen oraz jego uprzejmej córce, za przekazane dary serca – wino, czekoladę, owoce i jajka dla naszych rannych – jak podczas poprzedniego transportu, tak i teraz.
Pomimo wszelkich starań lekarzy, sióstr i opiekunów, nie udało nam się dowieźć wszystkich rannych do celu.
W Kostrzyniu musieliśmy wyładować około 20 osób. Przede wszystkim były to ciężkie urazy rdzenia kręgowego, rany postrzałowe głowy i rany jamy brzusznej, które uniemożliwiały dalszy transport.
9 września rozładowaliśmy pociąg w Hamm, Essen i Kettwig, tak że pusty skład powrócił około 1:30 do Rittershausen dokładnie po 4 tygodniach od momentu, gdy wyruszył na Wschód. Tak więc każdy tydzień przyniósł jedną podróż.
Langenberger Zeitung.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz