Przedstawiam kolejną relację niemieckiego oficera, który pod koniec 1914 roku przebywał w zrujnowanym Szczytnie. Miał on też okazję zobaczyć zniszczony przez Kozaków 11 listopada pod Jerutami pociąg.
Przez Prusy Wschodnie do Działdowa. Obrazy, nastroje i wydarzenia — Naczelne Dowództwo 8. Armii, 25 grudnia. Szczytno (Ortelsburg)
W pokoju gościnnym, w którym nocuję, mieszkał niegdyś myśliwy. Ściany są pełne poroży i obrazów myśliwskich. Z jednej ze ścian spogląda na pokój kunsztownie wypchana głowa łosia z potężnym porożem. Pokój, do którego sączy się światło przez cienką, wysoką firankę z siateczkowym wzorem, jest przyćmiony. Ściany i szafa, podobnie jak wiele obrazków, mają dziwne plamy. Gdy przyglądam się im dokładnie, zauważam, że pokój został przestrzelony. Szyby w oknach zostały wymienione. Tylko w jednym z trzech okien pozostawiono przestrzelone szkło w ramie. Trzy okrągłe, dość gładkie otwory, poza tym szyba jest nienaruszona. Rosjanie, podczas odwrotu, strzelali ze szosy do wszystkich domów; w zbyt wiele z nich nie mogli jednak trafić, bo większa część miasta była stertą gruzów. Jedna kula przebiła dwie szyby dość równo, przeszła przez drzwi od spiżarni, przez grube drewniane sosnowe deski, przebiła górną część szafy i ostatecznie wbiła się w obraz olejny wiszący na ścianie. Prosto w twarz bardzo eleganckiej i kochanej starszej damy, w stroju z początku XIX wieku, uderzył rosyjski odłamek szrapnela. Budynek naprzeciwko jest całkowicie spalony. Przez wybite okna ruin sypie się śnieg. Austriacki towarzysz broni i ja, którzy razem tutaj marzniemy na Mazurach, stoimy każdy przy swoim oknie i patrzymy na zewnątrz, aż nagle — jak na komendę — sięgamy po czapki i rękawice, i z milczącej ciszy uciekamy z pokoju w nieme śnieżyce ruin miasta.
Część miasteczka, przez którą przechodzimy najpierw, jest nieuszkodzona. To teraz główna ulica handlowa; małe, stare, parterowe domy, ustawione szczytem do ulicy, pozostały nietknięte. Panuje ożywiony handel i ruch, dominuje język polski i polskie napisy. Jak we wszystkich tych miasteczkach za frontem, brakuje przede wszystkim żywności, konserw, cygar, papierosów – i jak wszędzie, nie sposób dostać ani jednego porządnego papierosa, a marna odmiana kosztuje trzydzieści fenigów. Sklepy dostosowały się do potrzeb. Sklep papierniczy zajął lokal po krawcu, który dawno już uciekł albo zginął. Oprócz papieru do pisania i kalendarzy, których jest już sporo przygotowanych, na poddaszu wciąż są spore zapasy wojskowych tkanin i materiałów na spodnie. Drogeria zajęła miejsce po sklepie obuwniczym. Apteka ulokowała się w częściowo spalonym budynku z tymczasowym dachem i została urządzona na wzór „sklepów” z Dzikiego Zachodu Ameryki. Wszystko zbite z świeżego, niepomalowanego drewna świerkowego, ciasno i niemal prowizorycznie ustawione. Kopcąca lampa naftowa ledwo rozświetla wnętrze sklepu. Idziemy dalej w ruiny. W domach, które zostały zniszczone przez pociski do wysokości kilku stóp nad ziemią, piętro bywa czasem jeszcze na kilka metrów stosunkowo nieuszkodzone, rura gazowa przymocowana jak zawsze. Reszta dawnego domu służy teraz właściwie tylko jako uchwyt na latarnię uliczną. Jak dotąd przeprowadzono tylko najkomiczniejsze prace porządkowe: kilka wysadzeń zwisających części budynków i uprzątnięcie gruzu. Siedemdziesiąt procent domów jest spalonych. W domu, w którym zostaliśmy zakwaterowani, na parterze stoi bardzo dobre pianino. Burmistrz, aptekarz i „elity” miasteczka spędzają tam wieczory przy kieliszku – jak zawsze. Rozmawiają. (Mówią, że teraz można odbudować stare, opuszczone i zniszczone dzielnice nad jeziorem, a Ortelsburg mógłby stać się idealnym miastem. W najbliższych 5 dniach planuję spotkanie dotyczące kwestii związanych z odbudową, które zostały zaplanowane na wrzesień.
Silna artyleria zniszczyła przedmieścia i udało się dotrzeć do ważnych punktów, takich jak droga do Szczytna, co daje nadzieję na dalszą odbudowę. Po drodze do Świętajna stacja kolejowa została uszkodzona, ale kierownik pociągu wciąż liczył na możliwość naprawy, mimo że artyleria zniszczyła dużą część infrastruktury. Artyleria skierowała ogień na tor, bombardując przejścia i mosty. Po pewnym czasie artyleria zaczęła ostrzeliwać pierwsze stanowiska wojskowe. Po otwarciu torów, pierwsze wagony zostały uszkodzone. Nad zgliszczami pojawił się potężny dym, a wszelkie opóźnienia w dalszym ruchu zostały spowodowane przez zniszczenia. Strzały artyleryjskie padały na główne drogi, co uniemożliwiło dalszy postęp. W wyniku eksplozji niektóre granaty trafiły w okoliczne tereny, tworząc nowe przeszkody i uszkadzając więcej budynków. Mieszkańcy, którzy uciekli z płonącego obszaru, musieli natychmiast podjąć decyzję, czy schronić się w bardziej bezpiecznych częściach miasta, nie zważywszy na ryzyko dalszych bombardowań. W obozach wojskowych panuje napięta atmosfera, a działania są monitorowane, aby upewnić się, że nie dojdzie do większych strat. W okolicach głównych punktów strategicznych wciąż znajdują się niezabezpieczone strefy, z których patrolowanie nie jest możliwe bez dalszych wzmocnień. Artyleria nie przestaje ostrzeliwać celów, a w wielu przypadkach konieczne było wykorzystanie środków, aby zabezpieczyć teren przed dalszymi zniszczeniami. Sytuacja wciąż jest napięta. Mówiono, że teraz można na nowo pięknie odbudować starą, spaloną i zanieczyszczoną dzielnicę nad jeziorem, a Szczytno miałoby stać się idealnym miastem.
Następnego dnia oglądałem pociąg, który Rosjanie ostrzelali w listopadzie. Silny oddział rosyjskiej kawalerii z artylerią przedarł się przez lasy i dotarł do miejsca, gdzie linia kolejowa do Olszyna przecina szczycieńską drogę prowincjonalną. Pociąg do Osztyna minął po drodze stację w Świętajnie. Maszynista miał nadzieję, że mimo wtargnięcia Rosjan uda mu się przejechać, ale rosyjska kawaleria wykazała się nadzwyczajną energią. Ustawili działa na drodze, a przejazd zablokowali ułożonymi podkładami. Z odległości 150 metrów rosyjskie działa oddały pierwszy strzał. Widziałem ostrzelany pociąg. Już pierwszy pocisk unieruchomił lokomotywę. Prawie nad kołami ziejąca dziura, całe mechanizmy były połamane i powyginane jak cienkie rury. Straszliwa siła pocisków na stal była niemal demonstracyjna. Ogień z broni małokalibrowej przesiał resztę wagonów, kilka pocisków wpadło do przedziałów drugiej klasy i do wagonów bagażowych, które doszczętnie spłonęły. Ludzie, którzy uciekali z płonącego pociągu na pola, byli natychmiast zmasakrowani przez kawalerię – bez względu na to, czy to były kobiety, czy mężczyźni. Kto pozostał w pobliżu pociągu, został oszczędzony. Wszystkie poduszki rozpruwano, by sprawdzić, czy nie są w nich ukryte kosztowności, wszystkie bagaże przeszukano i ograbiono w wielkim pośpiechu. Wszędzie widziałem jeszcze puste kartony, połamane ołówki, zabrudzone fotografie, porwane listy na ziemi. Zanim Rosjanie mogli dokończyć grabieży, z pożaru miasta dobiegł ostry gwizd patrolu. W największym pośpiechu zerwano się, artyleria uderzyła w konie i wszystko pomknęło drogą powrotną do Dąbrów. Nadciągnęła niemiecka kawaleria, i rozpoczął się niemiecki kontratak, który odrzucił wtargnięcie armię — której kawaleria działała w tym rejonie — aż za Kolno. Rolf Brand, Fünf Monate an der Ostfront, Berlin 1915.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz