„Allensteiner Zeitung” przedstawia relację mieszkańca Olszyn, w powiecie szczycieńskim, opisującą jego przeżycia podczas bitwy pod Szczytnem. Pisze on między innymi:
Rosyjski konwój amunicyjny ustawił się po południowej stronie wioski, między wsią a torami kolejowymi. Wtedy zbliżył się samolot — niemiecki, bo natychmiast rozległa się przerażająca, nieustanna strzelanina z karabinów, która trwała kilka minut. Potem dwie potężne eksplozje. Samolot chciał najpewniej wysadzić konwój amunicyjny w powietrze. Bomby spadły na dach pokryty dachówką i na podwórze, około 500 metrów od kolumny. Około godziny 5 wieczorem, w wąskiej uliczce zostaliśmy zrewidowani przez rosyjskich, uzbrojonych nastolatków — szukali broni i zdolnych do walki mężczyzn. Tych ostatnich chciano aresztować lub rozstrzelać. Chociaż kobiety błagały Rosjan o oszczędzenie domostw przed podpaleniem i oddały im ostatni chleb i żywność, niedługo potem ulica zaczęła płonąć. Małe domy szybko stanęły w ogniu. Podczas gdy z ostatnim zapasem sił wybiegaliśmy na otwarty plac, nagle z szop wyskoczyli Rosjanie z założonymi bagnetami i dobytymi szablami, rzucając się na nas i próbując nas wpędzić w ogień. Pewien rosyjski Polak, piechur z raną, napominał nas, byśmy nie krzyczeli — to by tylko jeszcze bardziej rozwścieczyło tę hordę — i starał się nas ratować. Postawiłem żonę, córkę i chłopca obok siebie, kazałem im unieść ręce do góry i poleciłem im patrzeć wrogowi twardo w oczy. Stary agent pocztowy i weteran z wojny 1870/71, który opadł z sił, został zastrzelony. Wtedy wrogowie zobaczyli młodą dziewczynę w jaskrawoczerwonej bluzce. Natychmiast rzucili się na nią i rozerwali jej ubranie na strzępy, aż do koszuli. Na końcu dwóch mężczyzn aresztowano jako podpalaczy i odprowadzono. Wszyscy inni pozostali nietknięci. Chciałbym jeszcze zaznaczyć, że nie dotarły do mnie żadne świadectwa o gwałtach na kobietach dokonanych przez wroga.
Ze względu na płonącą część wioski, następnej nocy leżeliśmy na łące. O świcie dnia następnego — dzięki Bogu — nasze kroki zaprowadziły nas do samotnego, lecz dużego i bogatego gospodarstwa w gęstym zagajniku olszowym. Tam, w niedzielę 30 sierpnia, nasłuchiwaliśmy odgłosów potężnej bitwy aż pod Szczytnem i widzieliśmy Szczytno w płomieniach. Przed zemstą uciekających Rosjan uratował nas gęsty zagajnik, w którym ukrywaliśmy się jak dzikie zwierzęta. Uciekający wróg miał jednak jeszcze czas, by zabrać bydło, trzodę chlewną i silniejsze konie, a pewnemu dwunastoletniemu pasterzowi z Olszyn strzelić kulą przez bark.
W poniedziałek, 31 sierpnia, zobaczyliśmy pierwsze pruskie patrole, których buty były całowane przez kobiety, ale wycofały się one z powrotem do Szczytna, ponieważ nasze zagajniki wciąż roiły się od rozproszonych Rosjan.
Od piątku, 4 września, mogliśmy znowu, z ostatkiem naszego zapasu paszy i słomy, ziemniaków i innych resztek, służyć naszym przechodzącym wojskom i wspierać je pomocą aż do całkowitego wyczerpania sił.
Hamburger Echo. Wrzesień 1914 r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz