poniedziałek, 17 listopada 2025

Kolekcjonowanie obozowych artefaktów

Chciałbym wrócić jeszcze do sprawy odwołania aukcji przedmiotów związanych z obozami koncentracyjnymi, która miała się odbyć w Niemczech, a którą – wskutek powszechnego oburzenia – ostatecznie anulowano. Zacznę od tego, że jest mi trochę wstyd za część naszych muzealników. Zwykłym ludziom można wybaczyć pewne uproszczenia czy emocjonalne reakcje, ale od muzealników powinniśmy wymagać więcej.
Jeśli chodzi o przedmioty, które trafiły na wspomnianą aukcję, to pochodziły one z kolekcji prywatnej osoby interesującej się m.in. obozową korespondencją. Wrażliwość społeczna – a wraz z nią wrażliwość muzealników – na tego typu artefakty zmienia się z czasem. Kilkadziesiąt lat temu luźne dokumenty, listy czy drobne pamiątki nie budziły większego zainteresowania muzeów. Zbierali je kolekcjonerzy i w ten sposób je ratowali. Teraz nagle słyszą, że są barbarzyńcami żerującymi na ludzkim cierpieniu. Sprzedający miał jeszcze „szczęście”, że cała sprawa dotyczyła Niemiec – w Polsce prokuratura zareagowałby zapewne dosyć ostro.
Nie widzę nic złego w sprzedaży obozowej korespondencji. Handlowano nią od lat, kolekcjonerzy opracowywali te materiały i publikowali na ich tmat teksty naukowe. Dzisiaj jest to niby kontrowersyjne. Nie jest. To wypowiedzi niektórych muzealników są kontrowersyjne. 
Cała ta sprawa uświadomiła mi, że posiadam w zbiorach sporo przedmiotów, które bałbym się wystawić w Polsce na sprzedaż, na przykład na Allegro. Nie mam pewności, jak zareagowaliby niektórzy muzealnicy czy prokuratura, widząc w sprzedaży nieśmiertelniki, dokumenty czy album oficera ze Stalagu IB Hohenstein (Olsztynek), gdzie zginęło około 50 tysięcy ludzi. Obawiam się, że służby – zwłaszcza „podpuszczone” przez jakiegoś muzealnika lub archeologa – mogłyby zareagować z przesadną gorliwością. W Polsce mieliśmy już przykłady tak absurdalnych sytuacji.
Granica tego, co kolekcjonerom wolno zbierać, jest systematycznie przesuwana na ich niekorzyść. Czy nadal wolno gromadzić przedmioty ze stalagów? Czy ich sprzedaż jest etyczna i zgodna z prawem? Mam co do tego poważne wątpliwości i obawiam się, że lada chwila jakiś muzealnik orzeknie, że „nie wolno”, a wszystko powinno trafić do muzeum. Prawo w tej dziedzinie jest w dużej mierze uznaniowe, więc niewiele trzeba, by sprzedający lub kupujący naraził się na realne problemy. A przecież, na przykład, we Francji tego typu przedmioty po śmierci ich właścicieli trafiają normalnie na aukcje i nikt nie widzi w tym niczego nagannego. To tylko w Polsce część urzędników, muzealników i archeologów stara się maksymalnie poszerzać definicję „zabytku”, eliminując z obiegu kolekcjonerskiego wszystko, co się da – bez względu na śmieszność, absurdalność czy szkodliwość takiego podejścia dla społeczeństwa i samego dziedzictwa.
Mamy do czynienia z pewnego rodzaju „infantylizacją naukową” dotyczącą różnych historycznych artefaktów. Spotkałem się nawet z próbą nadania przez jednego z naukowców statusu „relikwii” zwykłej kulce szrapnelowej z okresu I wojny światowej.
Marzę o tym, aby moje zbiory trafiły kiedyś do muzeum, ale patrząc na to, jak w Polsce traktowani są kolekcjonerzy i jak zachowują się niektórzy muzealnicy, mam coraz większe wątpliwości, czy warto instytucje muzealne wspierać.
Wracając do odwołanej aukcji – zaskoczyły mnie ceny oferowanych tam przedmiotów. Nie wiem, jak wygląda rynek tego typu pamiątek, ani jakie są intencje ich nabywania. Jeżeli motywacją jest zainteresowanie historią miejsca lub regionu, nie widzę w tym nic złego. Podobnie w przypadku kolekcjonowania i badania obozowej korespondencji. Problem pojawia się dopiero wtedy, gdy za kolekcjonowaniem stoi fascynacja złem. Obawiam się, że wśród niektórych kupujących może tak być – podobne zjawisko występuje zresztą wśród osób zbierających pamiątki związane z SS.
Zanim jednak wydamy pochopny wyrok i święcie się oburzamy, pamiętajmy, że to bardzo prawdopodobne, iż kolekcjoner, który zebrał te obozowe pamiątki, uratował je w dużej mierze przed zniszczeniem. To jedna z podstawowych społecznych ról kolekcjonerstwa. Oczekujemy też od muzealników, aby ich wypowiedzi były wyważone, oparte na wiedzy, a nie sprowadzały się do „naukowego populizmu”.


Na zdjęciu znajdują się dwa nieśmiertelniki żołnierza i jeńca ze Stalagu IB Hohenstein (Olsztynek), kupione przeze mnie na internetowej aukcji we Francji. Czy w Polsce handel tego typu przedmiotami jest jeszcze legalny i uważany za etyczny? Mam co do tego coraz poważniejsze wątpliwości. Niestety, jeśli chodzi o ochronę dziedzictwa historycznego, to zmierzamy w złym kierunku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz