Polowania na wilki i rysie w okolicach Spychowa (Puppen). Autor: Karl Charchulla.
Było to 15 marca 1930 roku, kiedy ostatni wilk w okolicach Spychowa, czyli na terenie Nadleśnictwa Spychowo, został zabity. Kilka dni później w tym samym lesie ponownie zauważono wilka, który spotkał ten sam los w pobliżu Turośli, w powiecie piskim. Tak więc nawet dzisiaj nie jest rzadkością, że wilki są widziane, a nawet „unieruchamiane” w Puszczy Piskiej. Jednak ponieważ wilk potrafi w ciągu jednej nocy przebyć duże odległości, bardzo trudno jest go wytropić na tyle skutecznie, aby polowanie miało z góry zapewniony sukces. Jak wielkiego wysiłku i wytrwałości wymaga takie przedsięwzięcie, doskonale pokazało polowanie na wilka 15 marca 1930 roku. Już 14 marca wilk został zauważony w leśnictwie sąsiadującym z Nadleśnictwem Racibór, ale jeszcze tego samego dnia przeniósł się na teren Nadleśnictwa Spychowo i został tam ponownie potwierdzony przez leśniczego 15 marca, w sobotę. Natychmiast poinformowano telefonicznie odpowiednie nadleśnictwa i w południe zorganizowano polowanie z nagonką. Wzięło w nim udział około 40 strzelców z powiatów szczycieńskiego i piskiego. Leśny sekretarz Ringe z Nadleśnictwa Krwawica w powiecie piskim miał wówczas szczęście ustrzelić wilka. Była to wilczyca, którą później zakupiło muzeum regionalne w Szczytnie. Wszystkie wilki, które obecnie są jeszcze zabijane w Puszczy Piskiej, to jedynie tzw. "przechodnie", które jednak nadal w dużych kompleksach leśnych po drugiej stronie granicy uznawane są za zwierzynę osiadłą.
Nie tak dawno temu wilki były stałym elementem krajobrazu Puszczy Piskiej i występowały tam w dużych ilościach. Jeszcze w połowie poprzedniego stulecia stanowiły prawdziwą plagę. Tak na przykład 23 września 1851 roku pewien gospodarz z okolic nadleśnictwa zgłosił, że cztery takie bestie polowały w biały dzień na jego źrebięta, które były wraz z zaprzęgiem na polu. Innym razem napadły na jego bydło, rozszarpały trzy sztuki i w dużej mierze je pożarły. Z jaką zuchwałością te bestie dokonywały swoich łupieżczych wypraw, pokazuje inny raport skierowany do nadleśnictwa. Opisuje on historię pasterza, który opowiadał, jak cztery wilki napadły na jego stado bydła i jak sam nie był w stanie ich odpędzić. Dopiero gdy wezwał na pomoc mężczyzn z pobliskiej wioski, udało im się zabić jednego wilka, a pozostałe uciekły. W latach 50. poprzedniego wieku nie było niczym niezwykłym, że wilki były zabijane nawet w środku lata. Doniesienia wskazują, że 3 lipca 1851 roku podczas polowania z nagonką na terenie nadleśnictwa zastrzelono starego wilka. W latach 1850–55 plaga wilków na terenie miejscowego nadleśnictwa musiała być szczególnie duża; mówiono nawet, że regularnie zabijano młode wilki z gniazd. Jednak ich poszukiwanie było próbą cierpliwości, a także nie było całkowicie bezpieczne, ponieważ stara wilczyca nie tylko broniła i chroniła swoje młode, ale często również przechodziła do ataku. Mimo to 15 czerwca 1852 dwóm właścicielom ziemskim udało się schwytać dwa młode wilki. Wiele dni tropili je, aż w końcu tego dnia mieli szczęście odnaleźć te dwa młode wilki samotnie ukryte w wrzosowisku pod potężną sosną. Tylko dzięki temu, że kilka dni wcześniej napotkali starą wilczycę w innym miejscu, udało im się zabrać te dwa młode wilki i dostarczyć je do nadleśnictwa. Ciąg dalszy nastąpi.