Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Baermann Karl. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Baermann Karl. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 22 kwietnia 2025

Albertusy

W Prusach Wschodnich uczniowie — zarówno dziewczęta, jak i chłopcy — po zdaniu egzaminu maturalnego otrzymywali od krewnych i przyjaciół posrebrzane lub pozłacane odznaki, tzw. „Albertusy”, które noszono w klapie garnituru lub płaszcza. Absolwentów gimnazjów można było również rozpoznać po charakterystycznych czapkach z daszkiem, zdobionych haftami i inicjałami — nazywanych „Stürmer”, albo po beretach.

„Albertus” przedstawia postać ostatniego wielkiego mistrza zakonu krzyżackiego i pierwszego księcia Prus — Albrechta Hohenzollerna, który 500 lat temu, w 1525 roku, sekularyzował państwo zakonne i przeszedł na luteranizm. Założył również uniwersytet w Królewcu — Albertinę, otwarty w 1544 roku. Na przypince postać księcia Albrechta ukazana jest w zbroi, z mieczem opartym na ramieniu i otwartą księgą przed sobą. Widnieje na niej również napis: „Civis Acad. Alb.”, który potwierdzał przynależność noszącego do przyszłej społeczności uniwersyteckiej.

Zdany egzamin maturalny był też okazją do oficjalnego i mniej oficjalnego świętowania. Odbywał się między innymi uroczysty przejazd absolwentów ulicami miasta, a w hotelu Berliner Hof organizowano bal maturalny.

W Szczytnie w okresie międzywojennym funkcjonowały dwie szkoły średnie: żeńska Ortulf-Schule (obecnie Szkoła Podstawowa nr 3 im. Marii Skłodowskiej-Curie) oraz  Gimnazjum im. Hindenburga (obecnie Zespół Szkół nr 2 im. Jędrzeja Śniadeckiego).


Fot. Karl Bauermann, Ortelsburg. 

sobota, 8 lutego 2025

Foto Lilia

Okazuje się, że działające od 1925 roku atelier prowadzone przez najpopularniejszego szczycieńskiego fotografa Karla Baermanna miało swoją polsko-niemiecką kontynuację po II wojnie światowej. K. Baerman był następcą Konrada Diettricha, który działał bardzo krótko. Jego zakład znajdował się naprzeciwko poczty. K. Baermann zmarł w 1953 roku w domu spokojnej starości w Ratekau. 

Szczytno / Ortelsburg - kurs szycia. Rok 1929. Fot. Karl Baermann, Ortelsburg.

W 1945 roku małżeństwo Wojciechowskich z Warszawy założyło zakład fotograficzny przy ul. Stalina (obecnie Odrodzenia), mieszczący się w dawnym sklepie skórzanym. Wojciechowscy nie znali się zbyt dobrze na fotografii, dlatego pomagał im młody Niemiec Dean Rache (wówczas nazywał się on Erwin Roche), który w latach 1943–1945 uczył się fotografii u Karla Bauermanna. Pomimo biedy polscy osadnicy lubili się fotografować, co sprawiało, że interes szedł bardzo dobrze. Najlepszymi klientami byli jednak żołnierze i oficerowie sowieccy, którzy zazwyczaj przybywali do Szczytna w drodze z Niemiec do Związku Radzieckiego i zawsze się spieszyli. Często starannie rozkładali na stole papierosy, wódkę, kieliszki, chleb, masło oraz szynkę, a następnie zasiedli za stołem z pistoletami maszynowymi przy piersiach i uniesionymi kieliszkami. W takiej pozie wykonywano im zdjęcie. Po sesji odbywała się uczta, w której fotograf nie mógł odmówić uczestnictwa. Dzięki rosyjskim żołnierzom zakład zaopatrzył się w kilka dobrych aparatów fotograficznych marki Leica. Czerwonoarmiści chętnie je sprzedawali, bo spodziewali się, że w ich kraju i tak zostaną im one skonfiskowane. Udało się od nich kupić też dwie mocne żarówki, które planowano wykorzystać po przywróceniu elektryczności. Czasem dochodziło do bójek pomiędzy Polakami a Rosjanami, które kończyły się nawet ofiarami śmiertelnymi. Dean Rache fotografował wówczas zwłoki dla NKWD. Ostatecznie latem 1946 roku młody pomocnik Wojciechowski wyjechał do Niemiec, a później do Kanady. Natomiast właściciele „Foto Lilii” wyjechali do Ameryki Północnej, ale zakład działał dalej, nawet do lat 90. 

Może ktoś wie, kto prowadził ten zakład fotograficzny po Wojciechowskich? Szukam również zdjęć wykonanych przez nich w latach 1945 i 1946 oraz jakichkolwiek informacji na ich temat. Nie wiem, czy fotografie wykonywane w „Foto Lili” były sygnowane. Prawdopodobnie wykonywano tylko zdjęcia portretowe, ale nawet one, jeśli się zachowały, stanowią ważną pamiątkę po historii fotografii w Szczytnie oraz po początkach polskiego życia gospodarczego w mieście.

Szczytno, 1946/47 rok. Ulica Stalina. Fot. Henryk Hermanowicz. Pracownia fotograficzno-filmowa Liceum Mazursko-Warmińskiego w Szczytnie. Zdjęcie ze zbiorów M. Rawskiego.

Działający po II wojnie światowej w Szczytnie Henryk Hermanowicz, był nie tylko jednym z najlepszych polskich fotografów, ale pozostawił też po sobie dziesiątki – jeśli nie więcej – artykułów i notatek prasowych opisujących Szczytno w drugiej połowie lat 40. XX wieku. Więcej nim o napiszę jednak innym razem. 

Historię zakładu fotograficznego Wojciechowskich opisałem na podstawie: Dean Rachel (vormals Erwin Rochel), Rückkehr nach Ortelsburg 1945, Heimatbote der Krisengesellschaft Ortelsburg Ostpreussen, 1992, s.  6-11. 

sobota, 18 stycznia 2025

Mazurzy i naziści

Kolejna ślubna fotografia, autorstwa Karla Baueremanna ze Szczytna. Po zabudowaniach widać, że wykonano ją na wsi. Zdjęcie zrobiono w latach 30. XX wieku, o czym świadczą między innymi dwaj panowie w kepi – nakryciu głowy funkcjonariuszy NSDAP i SA.

Często spotykam się w literaturze wspomnieniowej i na Facebooku ze stwierdzeniami, że nazistów na mazurskiej wsi nie było, że przychodzili oni z zewnątrz, z miasta. Owszem, pod pewnym względem nawet do Królewca przyszli oni z zewnątrz, bo nazizmu przecież w Prusach Wschodnich nie wymyślono. Niemniej jednak na Mazurach, w tym również na wsi, przyjął się on wyjątkowo dobrze. Prawdopodobnie dla Mazurów – chociażby z tego powodu, że sami nie byli „czystymi Niemcami” – rasistowska część nazistowskiego programu miała marginalne znaczenie. Nie znaczy to jednak, że wśród nich nie było rasistów i zbrodniarzy. Byli. Liczył się jednak przede wszystkim program ekonomiczny oraz to, że Mazurzy zostali uznani przez nazistów – o paradoksie – za prawdziwych Niemców, przestając być ludnością drugiej kategorii. Był jednak jeden warunek: sami musieli się za Niemców uznać i odciąć się od swojej mazurskości. Na mazurskiej wsi były też osoby, na przykład związani z Kościołem Wyznającym pastorzy, które próbowały chronić ludzi przed wpływami nazistowskiej ideologii. Jednak w tak totalitarnym państwie ich możliwości działania były niewielkie. Zapewne część Mazurów, chociażby ze względów etycznych i religijnych, wahała się nad poparciem nazistów. Kto wie – może ostatecznie decydowały, zwłaszcza wśród młodszych, ówczesne becikowe i korzystny kredyt na budowę domu lub budynku w gospodarstwie? Gdy wiosną 1945 roku na te tereny wkroczyli Polacy, Mazurzy patrzyli z przerażeniem na ich barbarzyńskie poczynania: rabunek, szaber, niszczenie dorobku, pobicia, a nawet gwałty. Parobki bez kultury i wiedzy, tak zwane „bose Antki”, zastąpili prawowitych gospodarzy. Do jakiegoś stopnia rozumiano prawo Rosjan do rewanżu – oni walczyli, zwyciężyli, byli siłą. Polacy byli słabi, przegrali z kretesem i przyszli na gotowe. Mazurzy patrzyli ze strachem, ale i wyższością (niektórzy dalej tak patrzą) na nowych mieszkańców Mazur. Nie rozumieli, dlaczego ich, zwykłych ludzi, to spotyka. Przecież nikogo nie skrzywdzili, ba, nawet dobrze traktowali „swojego Polaka” – jakiegoś Janka. Jestem przekonany, że nazistów popierało wielu Mazurów, którzy byli naprawdę dobrymi ludźmi i nie zamierzali nikomu robić krzywdy. Poparcie dla nazistów wynikało z różnych przyczyn. Na Mazurach decydowała ekonomia oraz stosunkowo niski poziom wykształcenia i świadomości. Czy jednak ktoś, kto popierał nazistów, ale był dobrym człowiekiem i osobiście nikogo nie krzywdził, jest zwolniony z odpowiedzialności? Czy ktoś taki ma prawo patrzeć z wyższością na „bosych Antków”? Czy za to, co spotkało Żydów, Polaków i innych, odpowiadają tylko bezpośredni sprawcy?

Tak naprawdę wiemy bardzo mało o tym, co działo się na Mazurach w czasach nazistowskich. Nie mamy żadnych szczegółowych informacji na temat stosunku Mazurów do Żydów i Holokaustu. Posiadamy jedynie wiedzę ogólną. Brakuje wspomnień i relacji. Byli mieszkańcy tego regionu wyparli tamten okres z pamięci. Swoje wspomnienia zaczynali zazwyczaj od stycznia 1945 roku. Jeśli już pisali o wcześniejszych latach, to rzadko wspominali o nazistach i o swoim poparciu dla nich. Gdyby ktoś chciał rzetelnie opisać tamte czasy, musiałby dotknąć zbyt wielu przedstawicieli miejscowej elity, znajomych i członków rodzin. Po tragedii 1945 roku i utracie ojczyzny uznano, że nie ma sensu jątrzyć i wywlekać brudów. Lepiej było zacząć przedstawiać siebie jako ofiary, a o tamtych czasach zapomnieć lub nawet twierdzić, że u nas nazistów nie było. Wracając do zdjęcia – można założyć, że zdecydowana większość widocznych na nim osób była zwolennikami nazistów. 

Na pewno Mazurzy czuli się kimś lepszym od polskich chłopów, co wynikało z ich obiektywnie wyższej – nie tylko materialnej – kultury oraz przynależności do wielkiego narodu niemieckiego. Problem w tym, że ta wyższość i kultura nie uchroniły ich przed podpisaniem cyrografu z diabłem i późniejszą zapłatą za wszystko, co w zamian za ten podpis otrzymali. Czy mogli postąpić inaczej? Moim zdaniem nie. Było już za późno na jakikolwiek opór i odrębność. Naziści nie mieli najmniejszych wątpliwości co do wierności Mazurów. Pewne problemy pojawiły się dopiero podczas wojny, gdy Mazurzy zaczęli rozmawiać z polskimi robotnikami przymusowymi po polsku. Wówczas szczycieński landrat Wiktor von Poser miał nawet zaproponować ich przesiedlenie. Po wojnie, aż do końca lat 80., członkowie dawnych lokalnych, nazistowskich elit nadal stali na czele stowarzyszenia byłych mieszkańców powiatu szczycieńskiego. Wydawali i pisali książki oraz wspomnienia. Refleksja, że coś mogło być nie tak, że niekoniecznie zawsze było tak idealnie, przyszła dopiero wraz z wymarciem pokolenia, które samo nie potrafiło i nie chciało rozliczyć się ze swojej przeszłości.

środa, 8 stycznia 2025

Fałszywa sygnatura Karla Baermanna ze Szczytna

Niedawno ktoś mnie zapytał, jak można się ustrzec przed fałszerzem, o którym wspominałem w tym wpisie. Fałszowanie zdjęć, a dokładniej sygnatur Karla Baermanna ze Szczytna, rozpoczęło się od fotografii, która w grudniu 2019 roku sprzedała się na niemieckim eBay za stosunkowo wysoką cenę. Dokładnie tego już nie pamiętam, ale sprzedawca tego zdjęcia, widząc, że nie przedstawia ono jakiegoś bardzo rozpoznawalnego miejsca, postanowił podrobić sygnaturę fotografa, który je wykonał, i zaczął znakować nią inne, praktycznie bezwartościowe fotografie.



Szczytno, ulica Hindenburga (obecnie Paderewskiego). Rok 1930. Od tego oryginalnie podpisanego i sygnowanego zdjęcia rozpoczął się wysyp fotografii z fałszywymi pieczątkami Karla Baermanna. Zdjęcie pochodzi ze zbiorów M. Rawskiego.

Fałszywa sygnatura. 

Jak można się ustrzec tego fałszerstwa? Przede wszystkim należy pamiętać, że K. Baermann rozpoczął działalność w Szczytnie około 1925 roku. Oznacza to, że zdjęcia z okresu I wojny światowej i starsze można od razu odrzucić. Fałszerz prawie zawsze umieszcza fałszywą sygnaturę właśnie na takich starszych fotografiach. Kolejnym sposobem na rozpoznanie fałszerstwa jest znajomość sygnatur K. Baermanna, które zmieniały się w różnych okresach jego działalności. Nawet ta fałszywa sygnatura znacząco różni się od oryginalnej, będącej dla niej wzorem. Fałszerz jest w tym przypadku dosyć niechlujny. Niemniej jednak, fotografie z fałszywymi sygnaturami trafiły już do różnych zbiorów, pewnej książki, a nawet na polski rynek – sprzedawcy kupowali je na eBay i próbowali odsprzedać na Allegro. Obecnie na eBay takie fotografie pojawiają się coraz rzadziej. Zapewne dzięki moim ostrzeżeniom kolekcjonerzy przestali je kupować. Niestety, zdjęcia te będą już cały czas krążyć w obiegu.
Zbieranie starych fotografii jest mimo wszystko bezpiecznym zajęciem. Ten fałszerz, znając historię fotograficznej działalności Karla Baermanna, mógł się bardziej postarać – lepiej dobrać okres, z którego pochodziły zdjęcia, i staranniej wykonać samą sygnaturę. Proceder fałszowania sygnatur, głównie dlatego, że nie jest to wyjątkowo opłacalne, jest jednak rzadki. Ten konkretny przypadek można uznać za wyjątkowy i ciekawy.
Dodam, że ten sam sprzedawca równie nieudolnie podrabiał sygnaturę nakładcy pocztówek z Rozóg, nanosząc ją na fotografie, które sprzedawał. O tym jednak napiszę innym razem.

wtorek, 7 stycznia 2025

Ślub

To jest moja ulubiona fotografia ślubna z obszaru przedwojennych Mazur. Dobra jakość zdjęcia oraz ciasny kadr pozwalają nam dokładnie przyjrzeć się uwiecznionym na nim postaciom. Mimo że zdjęcie wykonano najprawdopodobniej na wsi, odnosi się wrażenie, że ludzie na nim przedstawieni, w porównaniu z innymi z tego typu fotografiami, są stosunkowo nowocześni i nie mają już chłopskich rysów twarzy. Wydaje się, że była to jakaś bogatsza rodzina. W zasadzie, gdyby nie sygnatura fotografa – Karla Barmana ze Szczytna – to ta fotografia mogłaby być wykonana gdziekolwiek w Niemczech.

Zdjęcie ze zbiorów M. Rawskiego.

poniedziałek, 6 stycznia 2025

Karl Baermann

Karl Baermann rozpoczął działalność fotograficzną w Szczytnie około 1925 roku. Przejął atelier po Konradzie(?) Diettrichu, którego działalność znam jedynie z dwóch fotografii. Natomiast zdjęcia wykonane przez Karla Baermanna stanowią najliczniejszy zbiór przedwojennych fotografii ze Szczytna. Doszło nawet do sytuacji, w której jego sygnatura jest podrabiana, aby sprzedać fotografie, które nie przedstawiają Szczytna, a nawet nie zostały wykonane w Prusach Wschodnich. Takie zdjęcia z fałszywą sygnaturą K. Baermanna trafiły do kilku kolekcji, a jedno z nich znalazło się nawet w pewnej książce. Autor tej publikacji, niestety, nie zdaje sobie sprawy, że padł ofiarą oszustwa. Jednak, mając podstawową wiedzę o historii fotografii w Szczytnie, stosunkowo łatwo jest takie oszustwo wykryć i się przed nim uchronić.

W tym wpisie zaprezentuję kilkanaście fotografii autorstwa Karla Baermanna wykonanych w jego atelier. Warto je porównać, aby zobaczyć, jak zmieniały się na przestrzeni lat.

Karl Baermann zmarł w 1953 roku w domu spokojnej starości w Ratekau.

Zdjęcia ze zbiorów M. Rawskiego i autora.


K. Diettrich, Photogr. Atelier, Ortelsburg. 1922 r.