sobota, 18 stycznia 2025

Mazurzy i naziści

Kolejna ślubna fotografia, autorstwa Karla Baueremanna ze Szczytna. Po zabudowaniach widać, że wykonano ją na wsi. Zdjęcie zrobiono w latach 30. XX wieku, o czym świadczą między innymi dwaj panowie w kepi – nakryciu głowy funkcjonariuszy NSDAP i SA.

Często spotykam się w literaturze wspomnieniowej i na Facebooku ze stwierdzeniami, że nazistów na mazurskiej wsi nie było, że przychodzili oni z zewnątrz, z miasta. Owszem, pod pewnym względem nawet do Królewca przyszli oni z zewnątrz, bo nazizmu przecież w Prusach Wschodnich nie wymyślono. Niemniej jednak na Mazurach, w tym również na wsi, przyjął się on wyjątkowo dobrze. Prawdopodobnie dla Mazurów – chociażby z tego powodu, że sami nie byli „czystymi Niemcami” – rasistowska część nazistowskiego programu miała marginalne znaczenie. Nie znaczy to jednak, że wśród nich nie było rasistów i zbrodniarzy. Byli. Liczył się jednak przede wszystkim program ekonomiczny oraz to, że Mazurzy zostali uznani przez nazistów – o paradoksie – za prawdziwych Niemców, przestając być ludnością drugiej kategorii. Był jednak jeden warunek: sami musieli się za Niemców uznać i odciąć się od swojej mazurskości. Na mazurskiej wsi były też osoby, na przykład związani z Kościołem Wyznającym pastorzy, które próbowały chronić ludzi przed wpływami nazistowskiej ideologii. Jednak w tak totalitarnym państwie ich możliwości działania były niewielkie. Zapewne część Mazurów, chociażby ze względów etycznych i religijnych, wahała się nad poparciem nazistów. Kto wie – może ostatecznie decydowały, zwłaszcza wśród młodszych, ówczesne becikowe i korzystny kredyt na budowę domu lub budynku w gospodarstwie? Gdy wiosną 1945 roku na te tereny wkroczyli Polacy, Mazurzy patrzyli z przerażeniem na ich barbarzyńskie poczynania: rabunek, szaber, niszczenie dorobku, pobicia, a nawet gwałty. Parobki bez kultury i wiedzy, tak zwane „bose Antki”, zastąpili prawowitych gospodarzy. Do jakiegoś stopnia rozumiano prawo Rosjan do rewanżu – oni walczyli, zwyciężyli, byli siłą. Polacy byli słabi, przegrali z kretesem i przyszli na gotowe. Mazurzy patrzyli ze strachem, ale i wyższością (niektórzy dalej tak patrzą) na nowych mieszkańców Mazur. Nie rozumieli, dlaczego ich, zwykłych ludzi, to spotyka. Przecież nikogo nie skrzywdzili, ba, nawet dobrze traktowali „swojego Polaka” – jakiegoś Janka. Jestem przekonany, że nazistów popierało wielu Mazurów, którzy byli naprawdę dobrymi ludźmi i nie zamierzali nikomu robić krzywdy. Poparcie dla nazistów wynikało z różnych przyczyn. Na Mazurach decydowała ekonomia oraz stosunkowo niski poziom wykształcenia i świadomości. Czy jednak ktoś, kto popierał nazistów, ale był dobrym człowiekiem i osobiście nikogo nie krzywdził, jest zwolniony z odpowiedzialności? Czy ktoś taki ma prawo patrzeć z wyższością na „bosych Antków”? Czy za to, co spotkało Żydów, Polaków i innych, odpowiadają tylko bezpośredni sprawcy?

Tak naprawdę wiemy bardzo mało o tym, co działo się na Mazurach w czasach nazistowskich. Nie mamy żadnych szczegółowych informacji na temat stosunku Mazurów do Żydów i Holokaustu. Posiadamy jedynie wiedzę ogólną. Brakuje wspomnień i relacji. Byli mieszkańcy tego regionu wyparli tamten okres z pamięci. Swoje wspomnienia zaczynali zazwyczaj od stycznia 1945 roku. Jeśli już pisali o wcześniejszych latach, to rzadko wspominali o nazistach i o swoim poparciu dla nich. Gdyby ktoś chciał rzetelnie opisać tamte czasy, musiałby dotknąć zbyt wielu przedstawicieli miejscowej elity, znajomych i członków rodzin. Po tragedii 1945 roku i utracie ojczyzny uznano, że nie ma sensu jątrzyć i wywlekać brudów. Lepiej było zacząć przedstawiać siebie jako ofiary, a o tamtych czasach zapomnieć lub nawet twierdzić, że u nas nazistów nie było. Wracając do zdjęcia – można założyć, że zdecydowana większość widocznych na nim osób była zwolennikami nazistów. 

Na pewno Mazurzy czuli się kimś lepszym od polskich chłopów, co wynikało z ich obiektywnie wyższej – nie tylko materialnej – kultury oraz przynależności do wielkiego narodu niemieckiego. Problem w tym, że ta wyższość i kultura nie uchroniły ich przed podpisaniem cyrografu z diabłem i późniejszą zapłatą za wszystko, co w zamian za ten podpis otrzymali. Czy mogli postąpić inaczej? Moim zdaniem nie. Było już za późno na jakikolwiek opór i odrębność. Naziści nie mieli najmniejszych wątpliwości co do wierności Mazurów. Pewne problemy pojawiły się dopiero podczas wojny, gdy Mazurzy zaczęli rozmawiać z polskimi robotnikami przymusowymi po polsku. Wówczas szczycieński landrat Wiktor von Poser miał nawet zaproponować ich przesiedlenie. Po wojnie, aż do końca lat 80., członkowie dawnych lokalnych, nazistowskich elit nadal stali na czele stowarzyszenia byłych mieszkańców powiatu szczycieńskiego. Wydawali i pisali książki oraz wspomnienia. Refleksja, że coś mogło być nie tak, że niekoniecznie zawsze było tak idealnie, przyszła dopiero wraz z wymarciem pokolenia, które samo nie potrafiło i nie chciało rozliczyć się ze swojej przeszłości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz