niedziela, 19 stycznia 2025

Filiżanka

Bez obaw, nie zacząłem zbierać ceramiki. Jakiś czas temu, w bezsenną noc, nie wiedzieć czemu, zacząłem myśleć o filiżance, która stoi u mnie na półce, i której chciałem się już nawet pozbyć, bo żadnej wartości materialnej nie ma, a tylko miejsce zajmuje i kurz zbiera. Gdy tak o niej rozmyślalem, uzmysłowiłem sobie, że jest ona jednak ważnym, związanym z historią Mazur przedmiotem.

Wiele lat temu mój znajomy wykopał ją w lesie pod Świętajnem, w miejscu, obok którego stał kiedyś skromny dom. Obecnie po tym domu nie ma żadnego śladu. Gleba jest tam tak słaba, że brak nawet charakterystycznej dla tego typu miejsc roślinności. Filiżanka wraz z inną częścią zastawy trafiła do ziemi po wojnie, gdy mieszkanka wspomnianego domu zdecydowała się wyjechać do Niemiec. Nie chciała, by jej skromny dobytek trafił w ręce Polaków, do czego i tak ostatecznie, po kilku dziesięcioleciach, doszło. Dodam tu, że ten mój znajomy jest w ¼ Mazurem. 

Dlaczego ta popularna filiżanka ma wartość historyczną? W latach 30. XX wieku Mazurzy zostali zaakceptowani przez nazistów i ostatecznie z ludności drugiej kategorii stali się częścią społeczeństwa niemieckiego. Wiązało się to z awansem ekonomicznym i społecznym, ale pod jednym warunkiem – musieli się wyzbyć swojej pierwotnej kultury. Do końca wojny ten proces się  jeszcze w pełni nie dokonał. Zdarzało się, że Mazurzy rozmawiali z polskimi robotnikami przymusowymi w ich języku. Wszyscy jednak rozumieli i w zasadzie się z tym godzili, że Mazurzy muszą przyjąć kulturę niemiecką, a ta mazurska musi odejść do przeszłości. Mogli sobie śpiewać jakieś pieśni ludowe, ale nie mazurskie, które śpiewali ich pradziadkowie, tylko niemieckie, nie mające z regionem żadnego związku. Mieszkali jeszcze często w starych, drewnianych, krytych strzechą domach, ale starali się naśladować niemiecką kulturę mieszczańską. Mieszkańcy tych domów przy okazji ważnych uroczystości nosili na głowach cylindry, kobiety zakładały modne w latach 30. sukienki, a gości przyjmowano, stawiając na stole porcelanową zastawę. Ta porcelana, te elementy mieszczańskiej kultury w tych drewnianych, mazurskich domach, to dla mnie swego rodzaju kontrast.

Takich ceramicznych zastaw w polskich chałupach byśmy nie spotkali. Może dlatego, że jestem pochodzenia chłopskiego i nie czuję potrzeby aspirowania do klasycznej mieszczańskiej kultury, sam też porcelanowej zastawy nie używam. Tak na poważnie, moje zbiory zajmują tyle miejsca, że coś tak zbędnego i banalnego, jak współczesna porcelana, musi zejść na bardzo daleki plan.

Wydaje mi się, że ta filiżanka mogłaby również trafić do szczycieńskiego muzeum, które posiada bogaty zbiór mazurskich sprzętów i naczyń kuchennych. Zamknęłaby tam ich historię. Byłaby takim symbolem końca mazurskiej kultury materialnej. 

Nie pozbędę się jednak tej filiżanki. Zawsze, gdy będę przejeżdżał obok miejsca, w którym została znaleziona, pomyślę o samotnej kobiecie, która siedziała przed tym domem przynajmniej do końca lat 50. i do której ta filiżanka należała.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz