Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Rok 1914. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Rok 1914. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 22 maja 2025

Łupy wojenne spod Tannenbergu

Interesujące przeżycia oficera przy magazynie artyleryjskim jednej z twierdz na wschodzie opisuje poniższy list do jego krewnych:
„Zostałem oddelegowany przez gubernatorstwo na pola bitew pod Dąbrównem, Tannenbergiem, Nidzicą itd., aby zabezpieczyć łupy wojenne – wszystko, co nadawało się do użytku: broń, działa, karabiny maszynowe wraz z amunicją – i dostarczyć to do twierdzy, aby wzmocnić jej siły. Znalazłem około 200 dział polowych i ciężkich haubic, 40 karabinów maszynowych, kilka milionów nabojów, 400 wozów amunicyjnych z kilkoma tysiącami pocisków artyleryjskich, kilka tysięcy karabinów itd. Około 200 wagonów materiałów budowlanych – z czego wiele w dobrym stanie i nadających się łatwo do ponownego użytku – przekazałem twierdzy. 400 wagonów wysłałem do magazynów artyleryjskich. Duża ilość wyposażenia nadal leży w lasach i jest zbierana.
Po południu jechaliśmy samochodem – trzy karabiny po lewej, trzy po prawej, gotowe do strzału – przez lasy przygraniczne w kierunku Muszak i Puchałowa, gdzie zdobyto dalsze łupy wojenne. W drodze mogliśmy obserwować, jak niemieccy żołnierze piechoty rekwirowali konie kozackie, które porównywali z silnymi końmi Landwehry.
Sprawa z końmi wygląda bowiem tak: około 100 piechurów rozprasza się i wyprowadza z lasów konie, które pozostały po bitwie. Zwierzęta trafiają do dużych zagród, gdzie są pojone i karmione. Weterynarz je bada: dobre konie trafiają z powrotem do jednostek liniowych jako uzupełnienie po poległych, te zupełnie wycieńczone są natychmiast zabijane. Konie z ranami ciętymi lub lekkimi ranami postrzałowymi są bezpłatnie przekazywane ludności wiejskiej – pod warunkiem, że ta przedstawi zaświadczenie od wójta gminy, że jej konie zostały zarekwirowane podczas mobilizacji i że potrzebuje koni do pracy na roli. Te konie, które mają jedynie lekkie rany, a nie zostały rozdysponowane, są sprzedawane handlarzom po cenach zaczynających się od 1,50 marki. Wszyscy otrzymują odpowiednie zaświadczenia, które muszą okazywać każdemu patrolowi wojskowemu. Kto go nie ma, uchodzi za złodzieja, który przywłaszczył sobie wolno chodzącego konia. Gdy takiemu oszustowi przystawi się pistolet do piersi, odchodzi jak zbity pies – czasem wystarczy kilka dosadnych przekleństw żołnierzy.
W Puchałowie napotkaliśmy sporo łupów wojennych, a ja sam ucieszyłem się, mogąc spotkać żołnierzy mówiących po dolnoniemiecku – i mogłem tylko zrozumieć, że taki typ ludzi jest wart dziesięciu Rosjan. Różnica była dla mnie bardzo wyraźna, zwłaszcza gdy porównałem codziennie przyprowadzanych jeńców rosyjskich z naszymi zdrowymi chłopami.
Tak jak nasi ludzie, gdy trzeba, potrafią być twardzi, a nawet brutalni, tak w innych sytuacjach potrafią być po prostu ludźmi – i to przeżyłem wielokrotnie w tych dniach. Jeden epizod chcę tylko przytoczyć: Jeden żołnierz Landwehry przyprowadził Rosjanina, którego pojmał w lesie. Rosjanin wyglądał na kompletnie wygłodzonego, miał lekką ranę postrzałową na ramieniu i poszarpany mundur. Wtedy żołnierz powiedział: „Ty biedaku, wojny nam nie wypowiedziałeś, a wyglądasz, jakbyś miał zaraz umrzeć. Chodź tu, masz kawałek wojskowego chleba i trochę ciepłego jedzenia – zaraz cię wezmę do mojego oddziału.” Ten żołnierz dał Rosjaninowi kawałek mięsa, kilka ziemniaków z dodatkami i pozwolił sanitariuszowi opatrzyć jego ramię. Gdy Rosjanin – który zapewne spodziewał się od razu egzekucji – zjadł i dostał jeszcze papierosa oraz cygaro (rzeczy, które i nasi żołnierze otrzymują tylko w ograniczonej ilości jako dary serca), mogłem tylko przyznać rację innemu żołnierzowi Landwehry, który powiedział: „Ten już nam nie ucieknie – on je nam z ręki! Ale czy oni potraktowaliby nas w ten sam sposób?” Na koniec ten Rosjanin otrzymał jeszcze ciepłą odzież ze zdobytych zapasów – i po jego oczach widać było, że w niemieckiej niewoli czuje się lepiej niż w swojej „świętej” Rosji".
Iserlohner Kreisanzeiger und Zeitung. Wrzesień -1914 r.

Zdjęcie ze zbiorów M. Rawskiego. 

sobota, 17 maja 2025

Relacja z Olszyn i Szczytna


„Allensteiner Zeitung” przedstawia relację mieszkańca Olszyn, w powiecie szczycieńskim, opisującą jego przeżycia podczas bitwy pod Szczytnem. Pisze on między innymi: 
Rosyjski konwój amunicyjny ustawił się po południowej stronie wioski, między wsią a torami kolejowymi. Wtedy zbliżył się samolot — niemiecki, bo natychmiast rozległa się przerażająca, nieustanna strzelanina z karabinów, która trwała kilka minut. Potem dwie potężne eksplozje. Samolot chciał najpewniej wysadzić konwój amunicyjny w powietrze. Bomby spadły na dach pokryty dachówką i na podwórze, około 500 metrów od kolumny. Około godziny 5 wieczorem, w wąskiej uliczce zostaliśmy zrewidowani przez rosyjskich, uzbrojonych nastolatków — szukali broni i zdolnych do walki mężczyzn. Tych ostatnich chciano aresztować lub rozstrzelać. Chociaż kobiety błagały Rosjan o oszczędzenie domostw przed podpaleniem i oddały im ostatni chleb i żywność, niedługo potem ulica zaczęła płonąć. Małe domy szybko stanęły w ogniu. Podczas gdy z ostatnim zapasem sił wybiegaliśmy na otwarty plac, nagle z szop wyskoczyli Rosjanie z założonymi bagnetami i dobytymi szablami, rzucając się na nas i próbując nas wpędzić w ogień. Pewien rosyjski Polak, piechur z raną, napominał nas, byśmy nie krzyczeli — to by tylko jeszcze bardziej rozwścieczyło tę hordę — i starał się nas ratować. Postawiłem żonę, córkę i chłopca obok siebie, kazałem im unieść ręce do góry i poleciłem im patrzeć wrogowi twardo w oczy. Stary agent pocztowy i weteran z wojny 1870/71, który opadł z sił, został zastrzelony. Wtedy wrogowie zobaczyli młodą dziewczynę w jaskrawoczerwonej bluzce. Natychmiast rzucili się na nią i rozerwali jej ubranie na strzępy, aż do koszuli. Na końcu dwóch mężczyzn aresztowano jako podpalaczy i odprowadzono. Wszyscy inni pozostali nietknięci. Chciałbym jeszcze zaznaczyć, że nie dotarły do mnie żadne świadectwa o gwałtach na kobietach dokonanych przez wroga. 
Ze względu na płonącą część wioski, następnej nocy leżeliśmy na łące. O świcie dnia następnego — dzięki Bogu — nasze kroki zaprowadziły nas do samotnego, lecz dużego i bogatego gospodarstwa w gęstym zagajniku olszowym. Tam, w niedzielę 30 sierpnia, nasłuchiwaliśmy odgłosów potężnej bitwy aż pod Szczytnem i widzieliśmy Szczytno w płomieniach. Przed zemstą uciekających Rosjan uratował nas gęsty zagajnik, w którym ukrywaliśmy się jak dzikie zwierzęta. Uciekający wróg miał jednak jeszcze czas, by zabrać bydło, trzodę chlewną i silniejsze konie, a pewnemu dwunastoletniemu pasterzowi z Olszyn strzelić kulą przez bark. 
W poniedziałek, 31 sierpnia, zobaczyliśmy pierwsze pruskie patrole, których buty były całowane przez kobiety, ale wycofały się one z powrotem do Szczytna, ponieważ nasze zagajniki wciąż roiły się od rozproszonych Rosjan.
Od piątku, 4 września, mogliśmy znowu, z ostatkiem naszego zapasu paszy i słomy, ziemniaków i innych resztek, służyć naszym przechodzącym wojskom i wspierać je pomocą aż do całkowitego wyczerpania sił.
Hamburger Echo. Wrzesień 1914 r. 

wtorek, 6 maja 2025

Relacja ze zniszczonego Szczytna

Przedstawiam kolejną relację niemieckiego oficera, który pod koniec 1914 roku przebywał w zrujnowanym Szczytnie. Miał on też okazję zobaczyć zniszczony przez Kozaków 11 listopada pod Jerutami pociąg.

Przez Prusy Wschodnie do Działdowa. Obrazy, nastroje i wydarzenia — Naczelne Dowództwo 8. Armii, 25 grudnia. Szczytno (Ortelsburg)

W pokoju gościnnym, w którym nocuję, mieszkał niegdyś myśliwy. Ściany są pełne poroży i obrazów myśliwskich. Z jednej ze ścian spogląda na pokój kunsztownie wypchana głowa łosia z potężnym porożem. Pokój, do którego sączy się światło przez cienką, wysoką firankę z siateczkowym wzorem, jest przyćmiony. Ściany i szafa, podobnie jak wiele obrazków, mają dziwne plamy. Gdy przyglądam się im dokładnie, zauważam, że pokój został przestrzelony. Szyby w oknach zostały wymienione. Tylko w jednym z trzech okien pozostawiono przestrzelone szkło w ramie. Trzy okrągłe, dość gładkie otwory, poza tym szyba jest nienaruszona. Rosjanie, podczas odwrotu, strzelali ze szosy do wszystkich domów; w zbyt wiele z nich nie mogli jednak trafić, bo większa część miasta była stertą gruzów. Jedna kula przebiła dwie szyby dość równo, przeszła przez drzwi od spiżarni, przez grube drewniane sosnowe deski, przebiła górną część szafy i ostatecznie wbiła się w obraz olejny wiszący na ścianie. Prosto w twarz bardzo eleganckiej i kochanej starszej damy, w stroju z początku XIX wieku, uderzył rosyjski odłamek szrapnela. Budynek naprzeciwko jest całkowicie spalony. Przez wybite okna ruin sypie się śnieg. Austriacki towarzysz broni i ja, którzy razem tutaj marzniemy na Mazurach, stoimy każdy przy swoim oknie i patrzymy na zewnątrz, aż nagle — jak na komendę — sięgamy po czapki i rękawice, i z milczącej  ciszy uciekamy z pokoju w nieme śnieżyce ruin miasta.

Część miasteczka, przez którą przechodzimy najpierw, jest nieuszkodzona. To teraz główna ulica handlowa; małe, stare, parterowe domy, ustawione szczytem do ulicy, pozostały nietknięte. Panuje ożywiony handel i ruch, dominuje język polski i polskie napisy. Jak we wszystkich tych miasteczkach za frontem, brakuje przede wszystkim żywności, konserw, cygar, papierosów – i jak wszędzie, nie sposób dostać ani jednego porządnego papierosa, a marna odmiana kosztuje trzydzieści fenigów. Sklepy dostosowały się do potrzeb. Sklep papierniczy zajął lokal po krawcu, który dawno już uciekł albo zginął. Oprócz papieru do pisania i kalendarzy, których jest już sporo przygotowanych, na poddaszu wciąż są spore zapasy wojskowych tkanin i materiałów na spodnie. Drogeria zajęła miejsce po sklepie obuwniczym. Apteka ulokowała się w częściowo spalonym budynku z tymczasowym dachem i została urządzona na wzór „sklepów” z Dzikiego Zachodu Ameryki. Wszystko zbite z świeżego, niepomalowanego drewna świerkowego, ciasno i niemal prowizorycznie ustawione. Kopcąca lampa naftowa ledwo rozświetla wnętrze sklepu. Idziemy dalej w ruiny. W domach, które zostały zniszczone przez pociski do wysokości kilku stóp nad ziemią, piętro bywa czasem jeszcze na kilka metrów stosunkowo nieuszkodzone, rura gazowa przymocowana jak zawsze. Reszta dawnego domu służy teraz właściwie tylko jako uchwyt na latarnię uliczną. Jak dotąd przeprowadzono tylko najkomiczniejsze prace porządkowe: kilka wysadzeń zwisających części budynków i uprzątnięcie gruzu. Siedemdziesiąt procent domów jest spalonych. W domu, w którym zostaliśmy zakwaterowani, na parterze stoi bardzo dobre pianino. Burmistrz, aptekarz i „elity” miasteczka spędzają tam wieczory przy kieliszku – jak zawsze. Rozmawiają. (Mówią, że teraz można odbudować stare, opuszczone i zniszczone dzielnice nad jeziorem, a Ortelsburg mógłby stać się idealnym miastem. W najbliższych 5 dniach planuję spotkanie dotyczące kwestii związanych z odbudową, które zostały zaplanowane na wrzesień.  

Zdjęcie wysłane 1 października 1914 roku jako pocztówka.

Silna artyleria zniszczyła przedmieścia i udało się dotrzeć do ważnych punktów, takich jak droga do Szczytna, co daje nadzieję na dalszą odbudowę. Po drodze do Świętajna stacja kolejowa została uszkodzona, ale kierownik pociągu wciąż liczył na możliwość naprawy, mimo że artyleria zniszczyła dużą część infrastruktury. Artyleria skierowała ogień na tor, bombardując przejścia i mosty. Po pewnym czasie artyleria zaczęła ostrzeliwać pierwsze stanowiska wojskowe. Po otwarciu torów, pierwsze wagony zostały uszkodzone. Nad zgliszczami pojawił się potężny dym, a wszelkie opóźnienia w dalszym ruchu zostały spowodowane przez zniszczenia. Strzały artyleryjskie padały na główne drogi, co uniemożliwiło dalszy postęp. W wyniku eksplozji niektóre granaty trafiły w okoliczne tereny, tworząc nowe przeszkody i uszkadzając więcej budynków. Mieszkańcy, którzy uciekli z płonącego obszaru, musieli natychmiast podjąć decyzję, czy schronić się w bardziej bezpiecznych częściach miasta, nie zważywszy na ryzyko dalszych bombardowań. W obozach wojskowych panuje napięta atmosfera, a działania są monitorowane, aby upewnić się, że nie dojdzie do większych strat. W okolicach głównych punktów strategicznych wciąż znajdują się niezabezpieczone strefy, z których patrolowanie nie jest możliwe bez dalszych wzmocnień. Artyleria nie przestaje ostrzeliwać celów, a w wielu przypadkach konieczne było wykorzystanie środków, aby zabezpieczyć teren przed dalszymi zniszczeniami. Sytuacja wciąż jest napięta. Mówiono, że teraz można na nowo pięknie odbudować starą, spaloną i zanieczyszczoną dzielnicę nad jeziorem, a Szczytno miałoby stać się idealnym miastem. 

Ortelsburg nach der Zerstörung durch die Russen im August 1914 
Max Zedler, Buchhandlung, Ortelsburg
Obieg: 10.2.15

Następnego dnia oglądałem pociąg, który Rosjanie ostrzelali w listopadzie. Silny oddział rosyjskiej kawalerii z artylerią przedarł się przez lasy i dotarł do miejsca, gdzie linia kolejowa do Olszyna przecina szczycieńską drogę prowincjonalną. Pociąg do Osztyna minął po drodze stację w Świętajnie. Maszynista miał nadzieję, że mimo wtargnięcia Rosjan uda mu się przejechać, ale rosyjska kawaleria wykazała się nadzwyczajną energią. Ustawili działa na drodze, a przejazd zablokowali ułożonymi podkładami. Z odległości 150 metrów rosyjskie działa oddały pierwszy strzał. Widziałem ostrzelany pociąg. Już pierwszy pocisk unieruchomił lokomotywę. Prawie nad kołami ziejąca dziura, całe mechanizmy były połamane i powyginane jak cienkie rury. Straszliwa siła pocisków na stal była niemal demonstracyjna. Ogień z broni małokalibrowej przesiał resztę wagonów, kilka pocisków wpadło do przedziałów drugiej klasy i do wagonów bagażowych, które doszczętnie spłonęły. Ludzie, którzy uciekali z płonącego pociągu na pola, byli natychmiast zmasakrowani przez kawalerię – bez względu na to, czy to były kobiety, czy mężczyźni. Kto pozostał w pobliżu pociągu, został oszczędzony. Wszystkie poduszki rozpruwano, by sprawdzić, czy nie są w nich ukryte kosztowności, wszystkie bagaże przeszukano i ograbiono w wielkim pośpiechu. Wszędzie widziałem jeszcze puste kartony, połamane ołówki, zabrudzone fotografie, porwane listy na ziemi. Zanim Rosjanie mogli dokończyć grabieży, z pożaru miasta dobiegł ostry gwizd patrolu. W największym pośpiechu zerwano się, artyleria uderzyła w konie i wszystko pomknęło drogą powrotną do Dąbrów. Nadciągnęła niemiecka kawaleria, i rozpoczął się niemiecki kontratak, który odrzucił wtargnięcie armię — której kawaleria działała w tym rejonie — aż za Kolno. Rolf Brand, Fünf Monate an der Ostfront, Berlin 1915. 

Zerstörter Zug Groß-Jerutten b. Friedrichshof. 
Zniszczony pociąg w pobliżu Jerut, koło Rozóg. 
Verlag Joh. Lukowski, Beuthen O.-S.

niedziela, 4 maja 2025

Przegląd dawnej prasy: Kobułty i Wielbark w czerwcu 1914 roku

Kobułty, 4 czerwca 1914 roku. Tutaj 2 czerwca założono stowarzyszenie rowerowe pod nazwą „Einigkeit” („Jedność”), do którego natychmiast przystąpiło 20 aktywnych członków.

Wielbark, 3 czerwca.  Zegarmistrz Dygutsch z Nidzicy sprzedał swoją tutejszą nieruchomość położoną przy rynku zegarmistrzowi Carlowi Chudziakowi z tutejszej miejscowości za cenę 12 300 marek.

— Prawie codziennie przechodzą tędy rosyjscy dezerterzy, którzy uciekli od straży granicznej na rosyjskiej granicy. Powszechnie skarżą się na złe traktowanie i nędzne wynagrodzenie. Podobno panuje duże niezadowolenie wśród rosyjskich strażników granicznych, a żołnierze graniczni pomagają sobie nawzajem w ucieczkach. Jeden z dezerterów zdobył środki pieniężne, defraudując 300 rubli, które powierzył mu kapitan na opłacenie paszy, i z nimi uciekł.

Ortelsburger Zeitung

Ucieczka carskich żołnierzy przez Kobułty

26 sierpnia 1914 roku rosyjski VI Korpus dowodzony przez generała Aleksandra Aleksandrowicza Błagowieszczenkiego został pobity nad Jeziorem Luterskim przez oddziały XVII Korpusui dowodzonego przez generała Augusta von Mackensena oraz I Korpus Rezerwowy von Belowa. Po przegranej bitwie Rosjanie zaczęli się pośpiesznie wycofywać różnymi drogami w kierunku Szczytna i dalej na Mazowsze. Część żołnierzy carskich uciekała przez Kobułty, a za nimi podążali niemieccy żołnierze.

Na dawnym cmentarzu ewangelickim w Kobułtach pochowano 2 żołnierzy armii niemieckiej, wicefeldfebla Lüddemanna i muszkietera (szeregowca) Kukela, obaj z 176. Pułku Piechoty oraz 3 żołnierzy armii rosyjskiej, poległych 27 sierpnia 1914 roku. Kwatera ta jednak nie zachowała się do naszych czasów. Być może jest zasypana.

Kriegsbilder 1914.14 Infanterie-Regiment ad. Marwitz (8. Pommersches) Nr. 61.

Odział rowerzystów z pułku ścigający uciekajacych Rosjan w pobliżu Kobułt. 27 sierpnia 1914 roku. 

piątek, 2 maja 2025

Atak na pociąg po Jerutami

11 listopada 1914 roku patrol kozacki zaatakował pociąg między Jerutami a Olszynami. W jednej z polskich gazet E. Bucholz opublikował relację Adama Konrada na temat tego tragicznego w skutkach wydarzenia. Relacja ta jest wyjątkowa, ponieważ została spisana po mazursku. W trakcie opisywanego tu wydarzenia zginęło 15 cywili i 7 rezerwistów. Rannych zostało 46 osób. W okresie powojennym masakrę upamiętniał wykonany z drewna pomnik. 

Teraz nadszedł on dzień, któręgo bez całe życie moje nie zabacę, to jest środa jedenastego nowembra. Cug odchodził o jedną godzinę w południe. Jekem wsiadł z moim kamratem Kordasem do wagonu, to jeszcze natrasilim drugiego znajomego, Paluszka z Włost. Namózilim się wszyscy trzi pojeśiać za robotą, choćby aż do Westfałów. Gdy wyrusylim, wsio było cicho. I takem przejesiali cztery stancyje. Już ujesialim za Świętajnem, gdzie niespodzianie ruskie wojsko napadło. Moskale zaczęli strzelać w cug z kenjonów i z flintów i musieliśmy się zatrzymać. Wszyscy nasiłim się do niza (nachyliliśmy się do ziemi), coby bez okno kula nas nie trasiła. Jek jesce zaczęli strzelać, to maszynisty chciał chyżej jechać, ale nie móg, bo pewno były szyny rozerwane. Artylerja postrzeliła lokomotywę i zabiła maszynistego. Jek cug ustał, to my gredo chcieli uciekać. Stało się to na wolnem polu między Świętajnem a Olsynami niedaleko zioski Jerutki. I wszyscy opuścilim cug i poslim w pole i chcielim uciekać do zioski. Wtem kozaki nas okrążyli, że nie moglim dalej. My zara ręce podnieslim i chcielim się w pojmanie dać. Ale kozaki nie pytali nic, jeno zaraz zaczęli bić. Nas mogli być z piędziesiąt chłopów, tak pospolitych (średniego wieku), jak i starych i młodych. Były i bziałki (kobiety) a tym nic nie rozbili. Jeno trzy młode uprowadzili ze sobą, a owte starsze puścili wolno. I bzili nas bez miłoserdzia jek im trasiło, bez głowę i plecy sabłami i lancami. Bziałki krzyczały, ale chłopy nic. Wsiec pewnie w duchu do Boja wzdychali. Jek juz wszystkich poobalali, to jesce lancami posturali. Pozabźijali wszystkich chłopów, choc nie zieda (nie wiadomo), czy wszyscy całkiemnie niezywi. Takich, co jesce do wojska zdatne byli, to głowy sabłami pocieli i zabźili też ośmiu żołnierzy i jednego szandara. Ja leżałem z drugimi pospołu na ziemi i oczekiwał tu śmierci. Przyszło i pomyślenie, co jeszcze życie uratuje i wzdychałem do Boga. Jak mnie od śmierci wybawił. Jesceń już leżał, to jesce mię lancami szturali. Byłem w siedmiu miejscach poraniony. Wtem słyszałem, jak jeden z kozaków mówił do podstarzałego chłopa z Gawlik: „Pójdź ze mną“. Tak i ja wstawał, ale jesceń dostał od drugiego kozaka w głowę. Ale (tylko) mi capka zleciała. Kozak owtego człowieka opuścił i ja z dwoma drugimi poszłem za nim do ciągu. Czwarty surek (chłopak) skrył się pod wozy. Jescem jedno zabacył. Jes­kem wstał i się oglądał, to jeden kozak poziedział do mnie po niemiecku: „Na geh, geh!“ To potem jek już kozaki wszyst­kich pozabijali, to posieślali na owten bok do armatów i zara zaczęli drugi raz z kenjonów na cug strzelać i jego rozbić. Naprzdó uderzyli na maszynę, ze cylinder pękł. My się pokładli na dyle i ostalim tak długo leżeć, aż cylinder od strzelania pękł. Zidzac taki zgięły dym z lokomotywy, poskocylim i z cugu wylecielim, my trzy z wagona i owten z pod wozów. I w tym zgięłym dymie Moskale nie dzideli nas i takem usli. Moskali mogło być pospołu ze sto i ctery armatów. Jeskiem już kawałek usli, zejrzeli nas i jesce dwa razy z kenjonów i po trze razy z gewerów strzelali, ale niechtrónego nie trafiłi. W drodze od tego wszystkiego mocno zachciało się jeść i tak wstąpiliśmy do jednego wybudowania przy Jerutkach. Izba była cała próżna, ale na stole stała żłan z kofeja. Posilim się i poslim dalej. Gdy przyszlim do zioski Jerutki, to już wszyscy pouciekali, tio na owtym brzegu jesce trzy furmanków było, co tez uciekali. Ze był duży psiasek, uciekańce śli psiechta i my z niemi. Jesce jedna patrolka niemiecka, co stojala kole błokłauzu, ostała tamój. Czwarty nas kamrat odłączył się od nas i posedł do Ządzborka. A my drugie wszystkie wędrowalim pospołu aż przyszlim do jednej zsi i tu wstąpili do przyjaciółow (krewnych) owtego chłopa z Gawlika. Napilim się wody i wsedlim na wóz, co te ludzie już byli zaprzęgli, i jesalim bez dwa wsiow aż do trzeciej, gdzie owten człoziek także miał przyjaciółow. Tutaj pokrzepilsim się i przesiedzielim bez całą noc. O sestej zaś konie zaprzęgli i pojesalim aż do Ziskupca (Biskupca – Bischofsburg). Mogło to być o dziesiatej godzinie. Ze moje rany jesce krwawiły, żołnierz od Czerwonego Krzyża pokazał mi droge do lazarettu wojskowego, gdzie siostra mojem kamratom i mnie rany ożelna. Chorych już nie było w lazarecie. W mniéście jesce trosię żołnierzów było, ale miescianiki już popakowali i chcieli uciekać. I siostry tez wszystko mieli popakowane. Już oni się dożedzieli, co „Rusini“ znowu wtargnęli się w powiat scytyniérski. Cięgiem pojesalim dalej a wzięli nas za darmo. Kiedy pod Ornetę (Wormditt) przyjesalim, ja jużem niemogł od bólu wytrzymać. Na stancyi wysiadłem i posetł do katolickiego lazarettu, gdzie siostry kole mnie się doćynkowały (starały). Ucieszyłó mnie mocno, zem w lazarecie. Jesce drugiń uciekaińców mazurskich, starych Olsurskich z Popowa już też leżał. To pomyślałem sobie: Wenowej (Patrzcież) w tej Ornecie scercze (czyste) Mazury. 

Kunstverlag Hermann Lukowski, Breslau II, Brunnenstr. 4.

Zerstörte Lokomotive des von den Russen überfallenen Personenzuges bei Gr. Jerutten b. Friedrichshof. / Zniszczona lokomotywa pociągu pasażerskiego napadniętego przez Rosjan w pobliżu Jerut, koło Rozóg


Zerstörter Zug Groß-Jerutten b. Friedrichshof. 
Zniszczony pociąg w pobliżu Jerut, koło Rozóg. 

Verlag Joh. Lukowski, Beuthen O.-S.
Obieg: Fürstenwalde (Księży Lasek) 14.11.1915.
Autor korespondencji stacjonował w Wujakach.
Stempel wojskowy: Königl. Preussisches Arm. Bataillon Nr 122. 2. Kompagnie.

To samo zdjęcie zostało wykorzystane do przygotowania pocztówki, która ukazała się nakładem Maxa Zedlera ze Szczytna. Najprawdopodobniej Zedler był nakładcą obu pocztówek, a Lukowski ich wydawcą.

wtorek, 8 kwietnia 2025

Kamienica Eduarda Lipki

W centralnym miejscu tej fotografii znajduje się wzniesiony w Szczytnie, pod koniec XIX wieku (po 1897 roku) budynek, będący przede wszystkim siedzibą sklepu kolonialnego Eduarda Lipki. Pod koniec sierpnia 1914 roku został on zniszczony przez żołnierzy armii carskiej. Odbudowano go według projektu znanego, szczycieńskiego architekta Augusta Wieganda, który przygotował też niezrealizowany projekt mającego stanąć po sąsiedzku nowego ratusza. Oba budynki miały stanowić pewną całość kompozycyjną.
W styczniu 1945 roku budynek ten ponownie został zniszczony przez żołnierzy Armii Czerwonej. Po wojnie, przed 1960 rokiem, w jego miejscu postawiono brzydkie pawilony, które rozebrano po 2013 roku, a na ich miejscu wybudowano kamienice. Obecnie jest to skrzyżowanie ulic Odrodzenia z Kościuszki, przy Placu Juranda.
Wracając do fotografii, przedstawia ona ciekawą scenę rodzajową. W jej centrum znajduje się dwóch oficerów na kaniach, w tym major Hack(?). Wydaje się, że zdjęcie zostało zrobione stosunkowo świeżo po działaniach wojennych. Po obu stronach widoczna jest stosunkowo duża grupa mieszkańców miasta.
Zdjęcie, jako kartka pocztowa, zostało wysłane z Rozóg 26 października 1914 roku.



 

piątek, 28 marca 2025

28 marca 1914 roku zmarł Friedrich Daum

Biskupiec, 28 marca. W środę w Sopocie zmarł były właściciel browaru, pan Friedrich Daum, założyciel obecnie doskonale prosperujących browarów w Biskupcu i Szczytnie, w wieku 63 lat.

W 1884 roku pan Daum nabył wówczas mały pruski browar ciemnego piwa w Biskupcu, który pomimo bardzo trudnych warunków potrafił rozwinąć tak skutecznie, że w krótkim czasie konieczne stały się różne większe przebudowy. Z dawnych budynków browaru prawdopodobnie nic już nie pozostało. 

Z biegiem lat pan Daum założył również browar zamkowy w Szczytnie. Zarówno ten browar, jak i browar w Biskupcu osiągnęły dziś tak wysoki poziom, że należą do najlepiej wyposażonych browarów Prus Wschodnich i Zachodnich. Jeszcze kilka dni temu były celem wizyt wielu przedstawicieli branży, którzy oglądali te wzorcowe zakłady.

Pan Daum cieszył się powszechnym szacunkiem dzięki swojej uczciwości i honorowym zasadom. Wszędzie działał z dużym zrozumieniem i wielkim zaangażowaniem, otrzymując liczne dowody uznania. W 1910 roku przeniósł się do Sopotu, gdzie zbudował własny dom, by spędzić ostatnie lata w spokoju ze swoją ukochaną małżonką, która dzięki swojemu wyczuciu sztuki potrafiła stworzyć mu piękny dom. Niestety, nie było mu dane długo cieszyć się tym spokojnym życiem.
Pani Daum zmarła we wrześniu 1912 roku, a teraz dołączył do niej jej wierny małżonek, którego dręczyła postępująca choroba serca. Niech spoczywa w pokoju!
Zmarły pozostawił po sobie trwałą pamięć nie tylko poprzez stworzenie swoich wielkich zakładów, lecz także dzięki licznym dobroczynnym uczynkom. Zapewnił godne zatrudnienie dużej grupie pracowników, którzy teraz, w dowód wdzięczności, opłakują go gorzkimi łzami.
Ortelsburger Zeitung. Rok 1914. 

wtorek, 4 marca 2025

Handlarki owoców w Szczytnie

Obsthändlerinnen in Ortelsburg (Ostpreußen.) 

Pocztówka dobroczynna z 1915 roku, sprzedawana w ramach akcji "Ostpreußenhilfe" (Pomoc dla Prus Wschodnich). Akcja ta odbywała się pod egidą Związku Niemieckich Stowarzyszeń Pomocy Wojennej dla zniszczonych miast i miejscowości Prus Wschodnich, działającego pod przewodnictwem nadprezydenta Prowincji Prusy Wschodnie. Celem było finansowe wsparcie obszarów zniszczonych podczas I wojny światowej. 
Kartka została wydana przez Photo-Union Paul Lamm, Berlin SW 11. Dystrybucją zajmowała się firma J. Wieland & Co., Berlin, a druk wykonano w technice światłodruku w drukarni Eber. Deyhle & Wagner, Berlin SW. 48. Cena jej sprzedaży wynosiła 10 fenigów, z czego 4 fenigi przeznaczone były na cele dobroczynne.


Na tym zdjęciu widzimy zniszczoną witrynę, przed którą na wcześniejszej pocztówce stały handlarki owoców. Zdjęcie zostało wykonane przy głównej ulicy (Markt). W głębi widoczny jest pomnik upamiętniający mieszkańców miasta poległych w wojnach prowadzonych przez Prusy w XIX wieku.


Zdjęcie wysłane 1 października 1914 roku jako pocztówka. Fotografia została wykonana we wrześniu lub październiku 1914 roku. Można powiedzieć, że jest prekursorem pocztówek przedstawiających zniszczone miasto, których w tamtym czasie nie zdążono jeszcze przygotować. Pierwsze takie widokówki pojawiły się dopiero pod koniec roku.