Mini filiżanka z wizerunkiem szczycieńskiego zamku oraz odsłoniętego w 1924 roku pomnika upamiętniającego szczycieńskich strzelców poległych w trakcie I wojny światowej. Filiżanka na odwrocie pomalowana jest na wzór owocu truskawki.Tego typu pamiątki nie budzą mojego większego zainteresowania. Kupuję je tylko wówczas, gdy są sprzedawane w rozsądnej cenie, co rzadko się zdarza. Za to cenią je sprzedawcy. Niektórzy cenią je do tego stopnia, że czasem próbują je bezskutecznie sprzedać w swojej mocno wygórowanej cenie przez 10 lat.Takie kiczowate pamiątki są charakterystyczne dla całych Niemiec. Były zamawiane w firmach zajmujących się ich produkcją, a ten sam wzór, różniący się jedynie obrazkiem, mógł się pojawić w dowolnej miejscowości. W powiecie szczycieńskim najwięcej sprzedawano ich w Szczytnie. Bardzo sporadycznie zamawiano je również w Pasymiu i Spychowie.
piątek, 7 marca 2025
niedziela, 19 stycznia 2025
Filiżanka
Bez obaw, nie zacząłem zbierać ceramiki. Jakiś czas temu, w bezsenną noc, nie wiedzieć czemu, zacząłem myśleć o filiżance, która stoi u mnie na półce, i której chciałem się już nawet pozbyć, bo żadnej wartości materialnej nie ma, a tylko miejsce zajmuje i kurz zbiera. Gdy tak o niej rozmyślalem, uzmysłowiłem sobie, że jest ona jednak ważnym, związanym z historią Mazur przedmiotem.
Wiele lat temu mój znajomy wykopał ją w lesie pod Świętajnem, w miejscu, obok którego stał kiedyś skromny dom. Obecnie po tym domu nie ma żadnego śladu. Gleba jest tam tak słaba, że brak nawet charakterystycznej dla tego typu miejsc roślinności. Filiżanka wraz z inną częścią zastawy trafiła do ziemi po wojnie, gdy mieszkanka wspomnianego domu zdecydowała się wyjechać do Niemiec. Nie chciała, by jej skromny dobytek trafił w ręce Polaków, do czego i tak ostatecznie, po kilku dziesięcioleciach, doszło. Dodam tu, że ten mój znajomy jest w ¼ Mazurem.
Dlaczego ta popularna filiżanka ma wartość historyczną? W latach 30. XX wieku Mazurzy zostali zaakceptowani przez nazistów i ostatecznie z ludności drugiej kategorii stali się częścią społeczeństwa niemieckiego. Wiązało się to z awansem ekonomicznym i społecznym, ale pod jednym warunkiem – musieli się wyzbyć swojej pierwotnej kultury. Do końca wojny ten proces się jeszcze w pełni nie dokonał. Zdarzało się, że Mazurzy rozmawiali z polskimi robotnikami przymusowymi w ich języku. Wszyscy jednak rozumieli i w zasadzie się z tym godzili, że Mazurzy muszą przyjąć kulturę niemiecką, a ta mazurska musi odejść do przeszłości. Mogli sobie śpiewać jakieś pieśni ludowe, ale nie mazurskie, które śpiewali ich pradziadkowie, tylko niemieckie, nie mające z regionem żadnego związku. Mieszkali jeszcze często w starych, drewnianych, krytych strzechą domach, ale starali się naśladować niemiecką kulturę mieszczańską. Mieszkańcy tych domów przy okazji ważnych uroczystości nosili na głowach cylindry, kobiety zakładały modne w latach 30. sukienki, a gości przyjmowano, stawiając na stole porcelanową zastawę. Ta porcelana, te elementy mieszczańskiej kultury w tych drewnianych, mazurskich domach, to dla mnie swego rodzaju kontrast.
Takich ceramicznych zastaw w polskich chałupach byśmy nie spotkali. Może dlatego, że jestem pochodzenia chłopskiego i nie czuję potrzeby aspirowania do klasycznej mieszczańskiej kultury, sam też porcelanowej zastawy nie używam. Tak na poważnie, moje zbiory zajmują tyle miejsca, że coś tak zbędnego i banalnego, jak współczesna porcelana, musi zejść na bardzo daleki plan.
Wydaje mi się, że ta filiżanka mogłaby również trafić do szczycieńskiego muzeum, które posiada bogaty zbiór mazurskich sprzętów i naczyń kuchennych. Zamknęłaby tam ich historię. Byłaby takim symbolem końca mazurskiej kultury materialnej.
Nie pozbędę się jednak tej filiżanki. Zawsze, gdy będę przejeżdżał obok miejsca, w którym została znaleziona, pomyślę o samotnej kobiecie, która siedziała przed tym domem przynajmniej do końca lat 50. i do której ta filiżanka należała.
czwartek, 16 stycznia 2025
Piasutno / Seenwalde. Rok 1939.
Do znajomych lub do rodziny przyjechali goście z miasta. Obstawiam to pierwsze, ponieważ z innych zdjęć w albumie wynika, że jego właściciel należał do Wschodniopruskiego Związku Społecznego. Była to organizacja religijna działająca wewnątrz Ewangelickiego Kościoła Krajowego, której członków potocznie nazywano „błękitnokrzyżowcami”. Biorąc pod uwagę pozostałe fotografie z albumu, wydaje mi się, że była to wizyta związana z działalnością tej organizacji. Jednak nie o niej chciałem tu pisać, lecz o przedmiotach tak banalnych, jak widoczne na zdjęciu porcelanowe filiżanki.
W latach 30. mieszkający jeszcze często w drewnianych, nierzadko krytych strzechą domach Mazurzy coraz bardziej upodabniali się do Niemców (wielu, jeśli nie większość, już w pełni za Niemców się uważała) i przyjmowali ich mieszczańską kulturę. Takich filiżanek jeszcze długo po II wojnie światowej nie zobaczylibyśmy w chłopskich domach na Mazowszu.
Na fotografii widzimy, że panowie – nie tylko goście z miasta – ubrani są w garnitury. Podejrzewam więc, że w tym dniu odbyło się jakieś spotkanie modlitewne, po którym goście ze Szczytna zostali zaproszeni na poczęstunek.
Wkrótce napiszę coś więcej o pewnej, „mazurskiej" filiżance, która przeleżała w ziemi kilkadziesiąt lat.
Zdjęcia ze zbiorów M. Rawskiego.