W „Tygodniku Szczytno” z dnia 2024-12-13 przeczytałem felieton Leszka Mierzejewskiego zatytułowany „Oszustwo”. W jakiejś mierze odnosi się on do mojej osoby. Chociaż moje nazwisko w nim nie pada, dla wielu osób nie jest tajemnicą, o kogo autorowi chodziło.
https://tygodnikszczytno.pl/O_S_Z_U_S_T_W_O_felieton_Leszka_Mierzejewskiego-n22446.html
Autor felietonu pisze, że spotkał się kiedyś z nieprzyjemną uwagą z powodu wykorzystania przedwojennego zdjęcia bez zgody właściciela, a przecież takich zdjęć ze Szczytna jest w Internecie wiele, zwłaszcza z ulicy Odrodzenia. Wspomniał też, że jako ugodowa osoba „obrażonego” człowieka udobruchał. Myślę, że warto naświetlić, jak ta sprawa faktycznie wyglądała. Pan Mierzejewski wykorzystał opublikowane przeze mnie zdjęcie w taki sposób, że moje oznaczenie zostało przycięte. Widząc to, postanowiłem zwrócić mu uwagę. Zrobiłem to niepublicznie, za pośrednictwem maila. W swojej odpowiedzi pan Mierzejewski przeprosił mnie i obiecał więcej tego nie robić, ale, jak widać, głęboki uraz do mnie pozostał i po czasie dał o sobie znać w formie obecnego felietonu. W swoich uwagach dotyczących mojej osoby autor felietonu, delikatnie mówiąc, manipuluje prawdą. Mam ten zwyczaj, że korespondencję ze znanymi artystami, pisarzami i wielkimi znawcami sztuki oraz jej rynku zachowuję. Mogę więc teraz bez problemu przedstawić, jak to wyglądało w rzeczywistości. Po pierwsze, pan Mierzejewski mnie nie ułagodził. Napisałem mu to, co miałem do napisania, i nie wchodziłem w żadne dyskusje. Już wtedy zakładałem, że niewiele z tego, co napisałem, zrozumie, i, jak widać po obecnym felietonie, miałem rację. Po drugie, autor twierdzi, że takich starych zdjęć jest w Internecie multum, zwłaszcza z ulicy Odrodzenia. Tymczasem w felietonie wykorzystana została unikalna fotografia, przedstawiająca kąpielisko wojskowe z lat 30. XX wieku, a nie popularny widok z ulicy Odrodzenia. Po trzecie, nie domagałem się żadnego odszkodowania ani nie sugerowałem, że kiedykolwiek będę się go domagał. Nie powoływałem się też na żadne prawa. Pana Mierzejewskiego poinformowałem nawet, że: „W zasadzie mógłby mnie Pan zignorować, bo według prawa takie skany nie są chronione prawem autorskim. Ich wykorzystanie zgodne z życzeniem właściciela zbiorów to obecnie wyłącznie kwestia dobrych obyczajów. Tym się jednak w dobie Internetu mało kto już przejmuje”. Jeszcze raz powtórzę: tu przede wszystkim chodzi o kulturę osobistą lub jej brak. Obaj z panem Mierzejewskim działamy w tym samym mieście, znamy się z widzenia i ze słyszenia. Powinniśmy się wzajemnie szanować. Ja przedmioty do swoich zbiorów kupuję, często za niemałe pieniądze, a jednocześnie udostępniam je wszystkim za darmo – do publikacji czy wystroju wnętrz. Więc w zasadzie nie chodzi tu o żadne prawa, tylko o zwyczajną kulturę osobistą oraz wzajemny szacunek. To trochę dziwne, że to ja, młodszy od pana Mierzejewskiego, muszę uczyć go tak podstawowych spraw. A co do praw autorskich – czasem pan Mierzejewski publikuje stare zdjęcia autorstwa osób, które nadal żyją. Nie wiem, czy pytał te osoby o zgodę na ich publikację, zwłaszcza bez podania autorstwa. Jeśli jednak takiej zgody nie posiada, to może, zanim zacznie innych pouczać o prawach autorskich, sam się w tej dziedzinie jeszcze podszkoli.
Pewnie zignorowałbym tę zaczepkę ze strony autora felietonu – w końcu nie on pierwszy i nie ostatni ma problemy z dobrymi obyczajami. Jednak opisał on sprawę dotyczącą mnie w tekście zatytułowanym „Oszustwo”, w którym przedstawia działania różnych oszustów, a na końcu wspomina o mnie. W jakimś stopniu może to sugerować, że i ja jestem oszustem. No cóż, rozsądzenie, do kogo to miano bardziej pasuje – do mnie czy do autora felietonu – pozostawiam czytelnikom.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz