Tłok pieczętny: Gemeindevorsteher zu Kreis Johannisburg. Sprzed 1905 roku.
Naczelnik gminy (wójt) Uściany Stare.
Tłok pieczętny: Gemeindevorsteher zu Kreis Johannisburg. Sprzed 1905 roku.
Naczelnik gminy (wójt) Uściany Stare.
W 1915 roku ukazała się nakładem L. Repschlägera pocztówka z widokiem wielbarkskiego rynku. O tym nakładcy też brakuje jakichkolwiek informacji. Pocztówka jest kiepskiej jakości.
Tłok pieczętny: K. Pr. Standesamt Bialla Kr. Johannisburg.
Królewsko – Pruski Urząd Stanu Cywilnego w Białej Piskiej.
W Szczytnie możliwości zarobku szukali również fotografowie z innych miast. W ostatnim kwartale XIX wieku zdjęcia w Szczytnie wykonywał nidzicki fotograf Wilhelm Hermann Schumacher (senior), który miał także filie w Działdowie, Lidzbarku Welskim, Olsztynie oraz najwcześniej w Ostródzie. W. H. Schumacher rozpoczął działalność w Nidzicy w 1864 roku i należał do najlepszych fotografów w Prusach Wschodnich. W lipcu 1876 roku wykonywał zdjęcia w Wielbarku.
W 1898 roku C. Jänike oferował wykonane przez Schumachera fotografie nowo wybudowanego pomnika upamiętniającego wojnę francusko-pruską. Zdjęcia na kartonie można było kupić nawet w dużym formacie (46 × 54 cm) w cenie 4,5 marki za sztukę.
Młodszy syn Schumachera, Rudolf Franz Hermann, przejął działalność po ojcu w 1905 roku i prowadził ją już tylko w Nidzicy, Szczytnie i Działdowie. Natomiast starszy syn, Eugen, był fotografem w Olsztynie. Zarówno Schumacher senior, jak i jego dwaj synowie sporadycznie wydawali pocztówki przedstawiające miejscowości z powiatu szczycieńskiego.
W 1893 roku fotograf i portrecista Clemens Walther założył w Szczytnie filię swojego olsztyńskiego atelier. Mieściła się ona na końcu ulicy Polskiej, w domu Werschkulla. Pierwsze zdjęcia zaczął wykonywać w pierwszy dzień świąt wielkanocnych. C. Walther miał jeszcze filię w Barczewie. Olsztyńska siedziba Clemensa Walthera mieściła się pod adresem: Bahnhofstrasse 79.
Tak naprawdę nie wiadomo, czy ta fotografia została wykonana w Tłusty Czwartek. Na pewno widać na niej pączki, obok których znajduje się dobrze widoczna butelka mleka ze szczycieńskiej mleczarni. W rzeczywistości napisy na tej butelce miały błękitny kolor.
Zdjęcie ze zbiorów M. Rawskiego.
Po raz kolejny szczycieńska policja udowadnia, że nie ma najmniejszego pojęcia o amunicji. Nie przeszkadza jej to jednak w wypowiadaniu się na ten temat. W Tygodniku Szczytno można przeczytać, że 25 lutego znaleziono w Olszynach amunicję rzekomo pochodzącą od niemieckiego Mausera.
Na zdjęciu widoczna jest jednak amunicja do rosyjskiego karabinu Mosin, a nie niemieckiego Mausera. Być może pochodzi nawet z I wojny światowej. Jeżeli tak, to po dezaktywacji, wraz ze skrzynką, powinna trafić do szczycieńskiego muzeum. Niestety zostanie jednak zniszczona, a za zniszczenie zabytku – bo według części archeologów jest to zabytek, choć osobiście się z tym nie zgadzam – nikt nie poniesie odpowiedzialności.
Przypomnę, że szczycieńska policja już wcześniej popełniała podobne błędy. Znalezioną w taśmach pierwszowojenną amunicję do karabinu Mosin – a dokładniej do karabinu maszynowego Maxim – nazwała amunicją do nigdy nieistniejącego karabinu maszynowego „Mauser” z II wojny światowej, podając przy tym nieistniejący kaliber, mimo że na denku nabojów widniała data. Innym razem rosyjska tzw. „szklanka” od szrapnela z I wojny światowej została określona jako niemiecki pocisk przeciwpancerny z II wojny światowej. Zdarzyło się też, że ćwiczebny (i całkowicie nieszkodliwy) pocisk od RPG, o którego przeznaczeniu policja nie miała pojęcia, miał rzekomo pochodzić z czasów II wojny światowej – choć tego typu pociski zaczęto produkować dopiero po jej zakończeniu.
Owszem, policjanci to nie specjaliści. Ale skoro nie mają podstawowej wiedzy w tym zakresie, to dlaczego wciąż zabierają głos? Chcą dodać powagi swoim komunikatom i notatkom? Efekt jest odwrotny – a może być nawet tragiczny, jeśli ktoś uzna, że wie lepiej niż policja i zbagatelizuje jej słuszne ostrzeżenia dotyczące niebezpiecznych znalezisk.
Myślałem, że po tym, jak opisałem w prasie poprzednie kompromitujące przypadki, szczycieńska policja dostała zakaz wypowiadania się na ten temat. Jednak się myliłem.
Budowę browaru ukończono w 1898 roku, a jego oficjalne otwarcie oraz rozpoczęcie produkcji nastąpiło 25 lutego 1899 roku. Wówczas Friedrich Daum zaprosił gości na zwiedzanie zakładu oraz degustację piwa. Tak to wydarzenie zostało opisane w szczycieńskim tygodniku urzędowym:
„W minioną sobotę, niedługo po godzinie 14, w nowo wybudowanym browarze pana Dauma w Bartnej Stronie zebrała się znaczna liczba miejscowych i przyjezdnych gości na kameralnej degustacji piwa. Przybyli koneserzy i entuzjaści trunku zostali uraczeni nowym piwem oraz zimnymi i ciepłymi przekąskami w najbardziej sympatyczny sposób. Zwiedzanie wszystkich obiektów browaru pod fachowym okiem pana Hoffmanna dowiodło, że zakład wyposażony jest we wszystko, czego współczesne czasy wymagają od tego typu przedsiębiorstwa. Do późnego wieczora wielu uczestników biesiadowało w doskonałej harmonii, delektując się wybornym piwem w gościnnych salach troskliwego gospodarza, który zadbał również o oprawę muzyczną. Werdykt znawców tematu jest jednoznaczny – przedsiębiorstwo pana Dauma czeka świetlana przyszłość.”
Friedrich Daum jako pierwszy zaczął produkować w Szczytnie piwo jasne typu lager. Handlował nie tylko piwem ze swojego browaru – z ogłoszenia opublikowanego w szczycieńskim tygodniku urzędowym wynika, że oferował je również w syfonach. Nieskuteczną konkurencję z rodziną Daumów próbowali podjąć następcy J. Strebecka: Emil Balau i Johannes Buttenhoff. W 1906 roku, po wyeliminowaniu konkurencji na terenie powiatu szczycieńskiego, F. Daum przeniósł się do Biskupca, a w 1910 roku do Sopotu. Browar w Szczytnie od września tego roku prowadził jego syn Walter, który znacząco go rozwinął.
W nocy nadszedł rozkaz, że batalion miał wycofać się do Darkehmen o godzinie 4:00 rano. Do Darkehmen? – Wycofać się? – Dlaczego? – Przecież zwyciężyliśmy. Dlaczego nie ścigamy pokonanego wroga, jak to jest zwykle przyjęte? W XVII Korpusie, dalej na lewo, nie wszystko poszło tak gładko jak u nas – ale nawet jeśli, to przecież moglibyśmy pomóc przywrócić porządek. Na prawo przed nami, na flankach przeciwnika, stoi przecież jeszcze 3. Dywizja Rezerwowa. Cóż, dowództwo zapewne wie, co robi; lepiej niż my. I tak strzelcy o godzinie 4:00 rano wyruszyli w stosunkowo dobrych nastrojach do Darkehmen. Po drodze, gdy większość oddziału była już w marszu, jeden z piechurów siedział oparty o drzewo i wydawało się, że śpi. Jeden ze strzelców, żartując, zawołał do niego z kolumny marszowej: „Chodź z nami, kamracie, Kozacy są już tuż za nami!”. Dotknął go, by podkreślić swoje słowa. Żołnierz jednak nie obudził się – był martwy. W Darkehmen panował przygnębiający widok. Większość ludności już uciekła, spodziewano się rychłego nadejścia Rosjan. Batalion otrzymał początkowo rozkaz bronienia koszar do ostatka. Później dostał zadanie osłony artylerii i zabezpieczenia pozycji na wschodzie. Już cicho mówiono o kolejnej drodze powrotnej. – Wówczas niebo, choć świeciło słońce i nie było chmur, ciemniało. Stopniowo malała jasność, a na zewnątrz zapanował dziwny chłód. Wszystko w przyrodzie nabrało blado-niebieskiego zabarwienia. Powietrze wydawało się szaro-niebieskie. Nastrój stał się niepokojący. Dopiero stopniowo zaczęto się dowiadywać, że miało miejsce zaćmienie słońca. Niektórzy z pewnością traktowali to w milczeniu jako złowieszczy znak dla nadchodzących wydarzeń. Wieczorem kontynuowano marsz powrotny. W Großbeinuhnen strzelcy rozbili obóz. Rosjanie najwyraźniej tylko słabą kawalerią powoli ich ścigali. Po krótkim nocnym odpoczynku ruszyli dalej w kierunku Kryłowa (Nordenburg). Dla licznych chorych żołnierzy sprowadzono wozy. W Posegnick batalion zakwaterował się w lokalnych kwaterach i miał tam dzień odpoczynku 23 sierpnia. Po przetrwanych trudach myśliwi szczególnie cieszyli się z dobrych kwater. Jako wyraz wdzięczności za okazaną gościnność, starszy sierżant Bogt zadedykował rodzinie gospodarza kwatery, właściciela majątku Posegnick, następujący wiersz:
Z podstępem i zazdrością ze wszystkich stron
Wróg rzuca się na nasz niemiecki naród.
Ale mocni i prości jak nigdy w innych czasach,
Stanęliśmy razem za niemieckim prawem.
Z radością i dumą podeszliśmy do sztandaru.
Z wściekłością patrzyliśmy na naszą ludzką nędzę.
Z zimną ręką zerwał nas z każdego złudzenia
Pierwszy dramat na polu bitwy, gorzki poważny los i śmierć.
Ale raz jeszcze ujrzeliśmy pokój,
Cieszyliśmy się z dobrodziejstw, spokoju i błogosławieństw pokoju
W waszym domu, jak spojrzenie w sen.
Dziękujemy! Żegnajcie! Nie możemy się zmęczyć.
Nie boimy się podstępu ani liczby wrogów.
Bronimy niemieckiego prawa niemiecką stalą.
24 sierpnia 1. Korpus Rezerwowy kontynuował marsz z przednią i tylną strażą, podczas gdy kawaleria prowadziła zwiad na południe. Z przodu i z tyłu należało liczyć się z wrogiem. Wieczorem myśliwi zakwaterowali się w Łabędnik (Groß Schwansfeld). Im dalej cofano się na zachód, tym bardziej niepokojące stawały się nastroje. Coraz bardziej stanowczo pojawiały się pogłoski, że trzeba będzie wycofać się za Wisłę. Nizina Wisły miałaby zostać zalana. Liczono na to, że w ten sposób uda się najlepiej powstrzymać rosyjski „walec parowy” w marszu na Berlin. „A nasze ukochane Prusy Wschodnie, ojczyzna największej części strzelców, mają zostać porzucone i oddane na łaskę i niełaskę rosyjskich hord? – Czy naprawdę nie ma innego wyjścia? –”
Tymczasem na miejsce generała pułkownika von Prittwitza 22 sierpnia mianowano generała piechoty von Hindenburga na naczelnego dowódcę 8. Armii, a generała majora Ludendorffa na szefa sztabu generalnego. Rosyjska Armia Narewska pod dowództwem generała Samsonowa tymczasem powoli posuwała się na północ, w głąb Prus Wschodnich. Armia Niemna, której południowe skrzydło toczyło walki ze strzelcami w okolicach Gołdapi, została zaskoczona niemieckim odwrotem. Poniosła ciężkie straty i początkowo ledwie odważyła się ruszyć w pościg, dzięki czemu 8. Armii udało się oderwać od przeciwnika.
Fragment książki: „Mit Tschako und Stahlhelm” Kriegsgeschichte des Ostpr. Reserve-Jäger-Bataillons Nr. 1., Berlin 1929.
Zapewne w 1915 roku ukazała się w Wielbarku nakładem E. Wilke pocztówka z widokiem znajdującego się w obrębie miasta cmentarza bohaterów, o którym więcej napiszę innym razem. Niestety na temat jej nakładcy brakuje jakichkolwiek informacji. Jego działalność musiał być epizodyczna. W roku 1915 w Wielbarku przebywały duże ilości wojska i istniał olbrzymi popyt na karki pocztowe. W kolejnych latach wojny popyt na pocztówki spadł drastycznie i nowych już nie zamawiano.
Podstawowe informacje o tym pastorze możemy znaleźć w Słowniku duchownych ewangelickich na Mazurach w XIX w. autorstwa Grzegorza Jasińskiego.
Karl Bercio był osobą bardzo znaną w Szczytnie. Urodził się 8 kwietnia 1838 roku w Kurkach. Był synem karczmarza oraz przyrodnim bratem Hermana Pelki – radcy Konsystorza i dyrektora seminarium polskiego w Królewcu. W 1859 roku ukończył gimnazjum w Olsztynku. W trakcie studiów w Królewcu był chwalony za postępy w nauce języka polskiego oraz wygłaszane tam próbne kazania. W latach 1863–1867 był nauczycielem gimnazjalnym w Kętrzynie. W 1864 roku obronił doktorat z filologii. Ze względu na bardzo dobrą opinię w kętrzyńskim gimnazjum oraz posiadany tytuł doktora od razu został powołany na proboszcza w mieście powiatowym. 18 sierpnia 1868 roku został ordynowany na proboszcza w Szczytnie. Od roku 1871/72 pełnił obowiązki superintendenta diecezji szczycieńskiej. Oficjalnie superintendentem został 31 lipca 1874 roku. W 1886 roku objął opiekę nad szczycieńskim garnizonem oraz założył prywatną szkołę dla dziewcząt. W 1869 roku powołał Towarzystwo Opiekuńcze dla Szczytna i Bartnej Strony, które zajmowało się zaopatrywaniem w odzież potrzebujących oraz wyszukiwaniem dla nich domów opieki. Z publikowanych (wyłącznie w języku polskim) ogłoszeń w szczycieńskim tygodniku urzędowym wynika, że stał na czele towarzystwa ubezpieczeniowego od pożaru, które najprawdopodobniej założył w 1873 roku. 1 kwietnia 1903 roku przeszedł na emeryturę i zamieszkał w Sopocie, gdzie 24 lutego 1905 roku, podczas spaceru, zmarł na atak serca. Tam też został pochowany. K. Bercio cieszył się dobrą opinią zarówno wśród władz, jak i wiernych. Wysoko oceniano jego pracę jako duchownego, superintendenta oraz inspektora szkolnego. Miał pięcioro dzieci.
Ten bardzo zasłużony dla miasta duchowny miał być „wynalazcą” kabiny prysznicowej. Mianowicie kazał wyciąć otwór w rogu wozowni. Obok stała napełniana wodą beczka. Podczas gdy nagi proboszcz stał w wozowni jego woźnica przechylał beczkę i wylewał wodę, która stopniowo przesiąkała. Z historii tej możemy dowiedzieć się, że K. Bercio przywiązywał dużą wagę do higieny, co zapewne w tamtym czasie nie było zbyt powszechne. Zdaje się, że K. Bercio miał zamiłowanie do różnych wynalazków. Gdy przekazywał probostwo swojemu następcy Mensingowi, pochwalił się mu specjalną pułapką na złodziei owoców z pastorskiego sadu. Na dwumetrowym płocie oddzielającym cmentarz od terenu plebanii zamontował on trzy druty kolczaste. Jednak przyglądający się całej sytuacji syn pastora, śmiejąc się, szybko pokazał mu, jak to zabezpieczenie jest nieskuteczne.
Niedawno pisałem na blogu o reklamie Orbisu z kolorową lokomotywą. Na tę notatkę zareagował jeden z czytelników mojego bloga, który przysłał mi dwa bardzo ciekawe zdjęcia. Widać na nich reklamę oraz dzieci jedzące lody i stojące pomiędzy MDK-iem a budką z lodami.
Zachęcam do nadsyłania mi starych zdjęć z terenu powiatu szczycieńskiego. Z przyjemnością je opublikuję. Przypominam także, że chętnie kupię takie fotografie z powiatu oraz z całych Mazur. Kontakt: witoldo125@t.en.pl oraz przez Facebooka.